[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/08/04/andrzej-krakowiak-tasmowa-produkcja-bezrobotnych-absolwentow/]skomentuj na blogu[/link][/b]
W obecnym kryzysie, najgłębszym od kilkudziesięciu lat, z możliwości tej pełnymi garściami korzystają, także w Polsce, zastępy przedsiębiorstw.
Statystyki i prognozy nie pozostawiają wątpliwości. Z 10,7 procent na koniec czerwca bezrobocie ma wzrosnąć według rządu do 11,4 procent na koniec roku, co daje rzeszę 1,7 miliona ludzi bez pracy. Prognozy ekonomistów są znacznie bardziej pesymistyczne (realistyczne?) i zakładają, że na koniec roku stopa bezrobocia sięgnie 13,5 procent. Co gorsza, coraz większy udział w tej liczbie mają ludzie młodzi, którzy nie ukończyli jeszcze 25. roku życia.
A przecież zgodnie z obiegową opinią jednym z wielkich atutów naszej gospodarki są młodzi, dobrze wykształceni pracownicy. Jest ich rzeczywiście wielu, co doceniają choćby zagraniczni inwestorzy, ale to niecała prawda. Polski system edukacji, pozbawiony dziś właściwie szkolenia zawodowego czy biznesowych praktyk, gdzie ścisła współpraca lokalnych przedsiębiorstw z uczelniami wciąż należy do rzadkości, produkuje również taśmowo bezrobotnych absolwentów. Dlatego oprócz doraźnej pomocy dla firm w zatrudnianiu pracowników trzeba zreformować system kształcenia młodzieży. Inaczej nadal będziemy poszerzać zastępy wykształconych, a sfrustrowanych brakiem perspektyw młodych ludzi.
Wicepremier Waldemar Pawlak stwierdził ostatnio w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że kryzys nie jest odpowiednim czasem na duże reformy. Można się z tym stwierdzeniem zgodzić, można z nim dyskutować. Jeśli jednak rząd Donalda Tuska będzie odkładał niezbędne, a często niepopularne reformy – w tym rynku pracy – na później, Polska może wreszcie stać się drugą Hiszpanią, do której tak lubimy się porównywać. Czyli krajem z popularnym rządem, w którym bezrobocie sięga 20 procent, a gospodarka jest w głębokiej recesji.