Co prawda, według ostatnich danych GUS, w drugim kwartale tego roku średnie pensje w przedsiębiorstwach spadły w porównaniu z początkiem roku o ponad 3 proc., ale w skali roku wciąż pięły się w górę i były wyższe niż w czerwcu 2008 roku o solidne 4 proc. Według jednej z firm analitycznych było to wręcz 11 proc., ale tu analizie poddano nie cały sektor, ale szeregowe stanowiska w produkcji.
Jak statystyczny obraz ma się do doniesień o cięciu płac i zwolnieniach? W jakimś sensie obie wizje są prawdziwe. Firmy zwalniają, ale starają się nie skrzywdzić tych, którzy dla biznesowego sukcesu są najważniejsi. Kryzys nie sprawił bowiem, że na rynku pojawiła się duża grupa wykwalifikowanych ludzi bez pracy. Zazwyczaj zwalniani są pracownicy niżej kwalifikowani. Właśnie taka sytuacja może statystycznie podnieść przeciętną płacę w firmach.
Ponadto do polskich firm wolno docierało, że to najpoważniejsze po II wojnie światowej załamanie gospodarki. Trudno było w to na początku uwierzyć, słuchając zapewnień naszych polityków, że w Polsce będziemy mieć do czynienia jedynie ze spowolnieniem, a nasza gospodarka praktycznie nie zauważy tego, co się dzieje na świecie. Jednak zauważyła i – z opóźnieniem – zaczyna reagować, tnąc, redukując i zwalniając.
Jedno może się pod wpływem kryzysu zmienić: powinno nastąpić urealnienie wartości poszczególnych stanowisk, także robotniczych. Trudno o to było w sytuacji, gdy firmy wyrywały sobie ludzi i – niejednokrotnie – przepłacały za ich pracę. Jeśli teraz zaś, w kryzysie, wzrosną pensje, będzie to wynikać z realnych potrzeb rynku, a nie z wojny o pracowników.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/09/11/kryzys-zakonczy-placowa-wojne-o-ludzi/]Skomentuj[/link][/ramka]