[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/kurasz/2010/02/05/nagle-wszyscy-sie-obudzili/]na blogu[/link][/b]

W gruzach wciąż jest rynek nieruchomości w wielu krajach, a konsumpcja i inwestycje prywatne wciąż są zbyt niskie, by wzmacniać rachityczne ożywienie gospodarcze na świecie. Do tego nakładają się coraz liczniejsze problemy budżetowe w wielu krajach Europy (dziś najmocniej to widać w Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Irlandii), ale i w Stanach Zjednoczonych (czego efektem jest zapowiedź zamrożenia wydatków).

Do tej pory inwestorzy na rynku akcji chcieli o tym zapomnieć. Skoro kursy akcji spadły tak mocno po upadku banku Lehman Brothers, to muszą teraz rosnąć, mówiono. Jak zawsze wśród pokerzystów ktoś musi powiedzieć "sprawdzam". Te wszystkie złe wieści z gospodarek znów znajdują więc swoje ujście na rynku akcji. W efekcie kończymy tydzień najgorszym okresem na giełdach od października 2008 r.

Co to oznacza dla Polski? Poza ewidentnymi spadkami wartości portfeli inwestycyjnych Polaków (w funduszach inwestycyjnych czy emerytalnych) rodzi to spore ryzyko dla ambitnego planu prywatyzacji rządu, a tym samym dla tegorocznego budżetu. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale korekta może się nasilić i potrwać przez kilka miesięcy. Wszystko się da sprzedać, tylko za ile? A przed nami wiele transakcji – kończąca się w przyszłym tygodniu sprzedaż 15 proc. akcji Enei czy w końcu wiosenne oferty Tauronu i PZU oraz kolejne pakiety akcji Polskiej Grupy Energetycznej. Wszystkiego państwowe firmy nie kupią.