List z Waszyngtonu do Brukseli ujawniła Agencja Reutera. Wczoraj wieczorem w Brukseli miała o tym dyskutować tzw. eurogrupa, czyli ministrowie finansów strefy euro. MFW zaapelował do UE o zwiększenie puli pieniędzy na ratowanie bankrutów w strefie euro. Obecnie wynosi ona 750 mld euro, z czego wkład krajów strefy wspólnej waluty sięga 440 mld euro w formie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), a reszta to gwarancje MFW. Wiadomo, że pieniędzy starczy na ratowanie Irlandii, której obiecano 85 mld, z czego EFSF wykłada 17,7 mld euro. Na pewno też EFSF poradzi sobie z ewentualną pomocą dla Portugalii. Ale pojawia się pytanie, co w razie kłopotów Hiszpanii.
Za podwyższeniem funduszu opowiada się część krajów, w tym Belgia stojąca do końca roku na czele UE. – Na pewno jestem za zwiększeniem puli w nowym stałym mechanizmie (zaplanowanym od połowy 2013 roku – red.) – powiedział Didier Reynders, belgijski minister finansów. – Ale gdyby udało się wcześniej, to dlaczego nie? – dodał. Zresztą sama Belgia też jest niekiedy wymieniana jako potencjalny kolejny cel ataków spekulantów.
Przeciwko dodatkowym gwarancjom jest jednak główny fundator antykryzysowej pomocy – Niemcy. – Nie ma absolutne żadnego powodu do zwiększania funduszu – powiedział rzecznik rządu Angeli Merkel. Sama pani kanclerz zdecydowanie wypowiedziała się także przeciwko innemu pomysłowi ratowania strefy euro – emisji wspólnych euroobligacji. – Jesteśmy głęboko przekonani, że traktat nie pozwala na obligacje strefy euro ani ich ujednolicone oprocentowanie – powiedziała Merkel.
Z propozycją takich wspólnych papierów dłużnych emitowanych na tych samych warunkach przez dowolny kraj strefy euro wystąpili Jean-Claude Juncker, premier Luksemburga i szef Eurogrupy, oraz Giulio Tremonti, włoski minister finansów. Według ich pomysłu takie obligacje mogłyby sięgać poziomu 40 proc. PKB, a jakikolwiek dług powyżej miałby już warunki uzależnione od sytuacji danego kraju.