Wcześniej agencja Standard & Poor's obniżyła rating 37 największych banków świata, w tym wielu najważniejszych amerykańskich. A jeszcze wcześniej – ale ciągle w tym tygodniu – wspomniany już Moody's poinformował, że rozważa obniżenie ratingu długu 87 banków z 15 europejskich krajów, w tym PKO BP. Znamienny jednak jest fakt, że na tej fali obniżek (lub zapowiedzi obniżek) bankowych ratingów zdarzyły się dwie „podwyżki": ocen banków chińskich.
Agencje ratingowe były mocno krytykowane za to, że w 2008 r. nie ostrzegły świata przed rosnącym ryzykiem wybuchu kryzysu finansowego, zwłaszcza w kontekście pogarszającej się sytuacji amerykańskich banków (która to sytuacja odbiła się czkawką innym bankom, zwłaszcza europejskim). Trudno nie sugerować, że teraz dmuchają – może nie na zimne, ale jeszcze nie gorące. To tak, jak z młodym handlowcem, który – na zlecenie szefa – uzyskiwał po kolei informacje na temat zawartości sąsiedniego magazynu. Tymczasem drugi handlowiec natychmiast przejął zawartość magazynu. Kiedy niewiele później zachorowała żona szefa, wysłany po lekarza sprowadził również przedsiębiorcę pogrzebowego wraz z trumną i grabarzami. Agencje jeszcze trumien nie pokazały, ale zapewne mają je przezornie ukryte w szafach. A o tym, że idą śladami wspomnianego handlowca, może świadczyć przykład Moody's, który do jednego worka z bankami europejskimi wrzucił PKO BP – z państwowym inwestorem strategicznym i bez tych obciążeń, które rzutowały na opinie o innych bankach europejskich.
Standard & Poor's poszła z przezornością może nawet nieco dalej. Efektem może być wzrost zainteresowania juanem – bo przecież najbezpieczniejsze są teraz banki chińskie, z ratingami lepszymi niż ich amerykańscy koledzy. Spiskowa teoria dziejów każe się zastanowić, co z tego będzie miała (lub już ma) agencja.