Europa ma czas do czerwca

O kryzysie, regulacji rynku oraz planach Telekomunikacji Polskiej na najbliższe lata – opowiada prezes Grupy TP w rozmowie z Urszulą Zielińską i Jakubem Kuraszem

Publikacja: 12.12.2011 03:00

Maciej Witucki, prezes grupy TP

Maciej Witucki, prezes grupy TP

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski

Trwa dyskusja na temat banków. Repolonizacji, słabości spółek-matek, wpływu na polski rynek. Czy nie obawia się, że nawet na takich rynkach jak Francja do grup przemysłowych może trafić przekaz, że „koniec i kropka, to koniec globalizacji, musimy skupić się na własnych rynkach, przynajmniej do czasu aż kurz opadnie". Co taka wizja oznacza dla takie spółki jak TP?

Maciej Witucki

: Moim zdaniem te tendencje nie mają dla nas dużego znaczenia. Nie wyobrażam sobie, dlaczego France Telecom miałoby rezygnować z polskich przychodów i polskiej rentowności, która jest bardzo dobra. Jeśli zawali się Europa i strefa euro, będziemy mieć inne kłopoty.

Jakie?

Z punktu widzenia biznesu, będzie to ogromna zapaść ekonomiczna. Przestaniemy się rozwijać i będziemy tracić pozycję w stosunku do dynamicznie rozwijających się gospodarek, takich jak Chiny, czy Brazylia.

Czyli pana zdaniem jesteśmy skazani na euro?

Moim zdaniem, używając analogii do biznesu, lekarstwem na kryzys są fuzje i przejęcia. Jeśli myślimy, że każdy z krajów - Francja SA, Niemcy SA i Polska SA – okopie się w swoim rowie i będzie walczyć oddzielnie z Brazylią SA, czy Chinami SA, to się nie uda.

A propos euro: czy budżet TP na 2012 r. jest już zatwierdzony? To budżet kryzysowy?

Nie. Sądzimy, że nasi klienci biznesowi poczynili już oszczędności w latach 2009-2010, a klienci indywidualni będą dalej chętnie korzystać z komórek i Internetu. Może tylko nie będą skłonni kupować urządzeń high-endowych. Głównym pytaniem dla naszego biznesu jest oczywiście kurs złotego, ponieważ kupujemy telefony za waluty. Większe wahnięcie euro, to dla nas koszty wyższe o kilkadziesiąt milionów złotych w skali roku. Dziś rozsądne zakresy to 4,2-4,3 zł za euro. 4,5 zł za euro oznaczałoby, że mamy gigantyczny kryzys, a pomysły Merkel-Sarkozy nie zostały wdrożone z sukcesem. Myślę, że jeśli nie zostaną wdrożone do połowy 2012 r., będziemy mieć problem.

I wtedy koniec z dywidendą?

Dziś nasze założenia co do poziomu dywidendy są bez zmian.

A czy na biurku prezesa są jakieś umowy związane z ITI/TVN? Np. dotyczące inwestycji w którąś z tych firm?

Na biurku prezesa jest jedna rzecz: oczekiwanie, aby transakcja między grupą TVN a Vivendi jak najszybciej się zamknęła, abyśmy mieli stabilnego partnera do współpracy

Jak pan sądzi, czy dojdzie do zmiany na stanowisku prezesa UKE? Co mówi się w branży telekomunikacyjnej na ten temat?

Myślę, że ze zmianami na stanowisku prezesa UKE, jest jak ze zmianą prezesa TP, o której słyszę średnio co kilka miesięcy. W przypadku UKE moim zdaniem wynika to z kalendarzy wyborczo-kadencyjnych i jest normalne, że rynek spekuluje na ten temat.  Znaleźliśmy sposób na pokazanie prezes Annie Streżyńskiej, że jesteśmy zainteresowani rozwojem rynku. Podpisaliśmy porozumienie i przez dwa ostatnie lata konsekwentnie je realizujemy. Mamy raporty, które co kwartał pokazują, że sytuacja na rynku się zmienia, a TP jest głównym inwestorem na rynku telefonii stacjonarnej z zyskiem dla siebie i operatorów alternatywnych. Jesteśmy ze współpracy z UKE w zakresie podpisanego porozumienia zadowoleni.

A jaki ma pan pomysł na ewentualny model regulacji?

Nam nie przeszkadzają regulacje, pod warunkiem, że będą to regulacje dotyczące podmiotów, które rzeczywiście są operatorem dominującym na konkretnych obszarach. Oczywiście zawsze lepiej  mieć mniej regulowany rynek, bo to sprzyja rozwojowi,, ale nie mam nadziei na to, że w Polsce i w Europie nastąpi masowy odwrót od regulowania rynków telekomunikacyjnych. Chęć regulowania gospodarki jest bardzo duża i nie sądzę, aby urzędnicy chcieli z tego zrezygnować.

Premier w swoim expose zapowiedział nacisk na zmniejszanie regulacji rynków.

Wiem, tylko ilu premierów, komisarzy europejskich i przewodniczących Komisji Europejskiej mówiło już o deregulacji. Myślę, że dziś ogólny nastrój światowo-ekonomiczny jest taki, że tworzy się  nowych regulatorów, a istniejących się wzmacnia. To jest m.in. efekt kryzysu bankowego i stało się modne, podobnie jak modne jest zwiększanie roli państwa w wielu innych obszarach gospodarki, jako element, który ma nas uratować przed upadkiem.

Patrząc z perspektywy czasu i pozycji konsumenta można jednak powiedzieć, że regulacje rynku telekomunikacyjnego okazały się korzystne: spadły ceny usług.

Tak, przy czym po pierwsze największe spadki cen Neostrady miały miejsce w 2006 roku, czyli przed pierwszymi decyzjami UKE oraz w 2010 r., po tym, jak zawarliśmy z UKE porozumienie.  To oznacza, że największe spadki wynikają bardziej z konkurencji, niż faktu regulowania rynku. Podobnie, jest na rynku telefonii komórkowej. Oczywiście ceny są tu częściowo wymuszane przez asymetrię, jaką cieszy się P4, operator sieci Play. Skoro dostał takie fory, to pozostali trzej operatorzy nie mają wyjścia, tylko muszą rezygnować z marży i obniżać ceny. Podsumowując: nie unikniemy regulacji, ale moglibyśmy jednak baczniej przyjrzeć się rynkowi, aby stwierdzić, gdzie i kto ma pozycję dominującą.  I dzisiaj, powtarzam to konsekwentnie, bo takie są fakty, że w 10 największych miastach operatorem dominującym na rynku Internetu jest zawsze jeden z operatorów kablowych. Co więcej, choć badanie UKE dowiodło, że pakiety TP są konkurencyjne wobec ich ofert, to marże TP są niższe od operatorów kablowych. Nie zmienia to faktu, że kablówki nie są regulowane, choć posiadają 40-50 proc. rynku od Warszawy, Krakowa, Poznania, czy Wrocławia. Telekomunikacja Polska jest regulowana choć posiada ok. 20 proc. rynku. Nie ma uzasadnienia dla takiego nierównego traktowania.

Sieci kablowe inwestują też w światłowody. Sądzi pan, że jest jakiś sposób, aby zachęcić je do większych inwestycji w tym obszarze?

Inwestują, bo mają lepsze warunki. Dialog, Netia, Hawe, Polsat, UPC mogą inwestować na własny rachunek i każdy metr światłowodu pracuje wyłącznie dla nich. My mamy za to, mimo najlepszych zasobów i największych wysiłków inwestycyjnych, najgorsze warunki. Każdy nasz światłowód jest z automatu poddany regulacji.

UKE ma pomysł, aby zdjąć regulacje z rynku określonego jako zasoby operatorów umożliwiające korzystanie z usługi dostępu do Internetu o prędkości 80 Mb/s i więcej. Jak TP się na to zapatruje?

Moim zdaniem hasło główne, które powinno obecnie przyświecać regulatorowi to przyjrzenie się rynkowi od początku: zbadanie, gdzie są realne monopole, kto ma pozycję dominującą, w jakich technologiach. Sytuacja jest taka, że mamy świat kablowy, świat operatorów alternatywnych, a głównie jednego największego, który stara się jak najwięcej wyrwać od Telekomunikacji Polskiej, czego ja absolutnie rozumiem. To jednak wyrywanie małej części tortu. Najważniejsza jest dzisiaj ta część, którą mają sieci kablowe, a nie Telekomunikacja Polska. Wskazują na to wszystkie analizy.

A gdyby premier Tusk zaproponował panu objęcie stanowiska szefa UKE – przyjąłby pan?

Jako prezesowi TP, to mi chyba nie grozi (śmiech). Wracając do wcześniejszego pytania, udowodniliśmy regulatorowi dobrą wolę. Mamy dialog oparty na ograniczonym – ale to normalne nawet w kierowaniu na drogach publicznych pojazdami mechanicznymi – zaufaniu. Myślę, że jesteśmy w stanie nadal współpracować. Jeśli chodzi o nowe pomysły dotyczące regulacji rynku światłowodów, to sądzę, że w połowie 2012 r. pojawią się nowe decyzje dotyczące dwóch specyficznych rynków (4 i 5). Wtedy zastanowimy się nad propozycją UKE. W tym wszystkim jest jedna dobra rzecz - temat szybkiego Internetu wraca na agendę. To superważne. Dyskutuje się najczęściej o Internecie w dużych miastach, zapominając jednocześnie o mniejszych miejscowościach, gdzie są większe wyzwania i gdzie szybki Internet zbuduje większą wartość społeczną. To metoda ograniczenia bezrobocia, dyfuzji pracy, wiedzy i kultury.

Szybki Internet będzie się teraz kojarzyć z LTE, oferowanym w ramach współpracy Cyfrowego Polsatu z Polkomtelem. To wizja przesyłu sygnału z prędkością do 100 Mb/s. Nie obawia się pan, że Cyfrowy Polsat, który wygrał z Cyfrą+ właśnie tanią ofertą, wygra teraz z TP w ten sam sposób?

Inwestycja w telewizję satelitarną to de facto transponder, a potem zmienny koszt na klienta i zakup dekodera. Operacja pod tytułem Internet mobilny jest związana z dodatkowymi inwestycjami w rozwój sieci i jej zagęszczanie. Pamiętajmy też o tym, że zakup Polkomtela był finansowany w dużej części długiem. Nie sądzę, aby w tych ryzykownych czasach ci, którzy pożyczyli pieniądze byli gotowi na przyjęcie ryzykownej tezy, że teraz rozwodni się marżę Polkomtela, zdobędzie dużą część rynku z obietnicą, że kiedyś otrzymają swoją zapłatę. Dlatego wolę Polsat z długiem na zakup Polkomtela, niż Polsat z prywatnymi pieniędzmi prezesa Solorza, z których buduje sieć LTE, a potem tylko jego wyborem jest, czy chce tą sieć zamortyzować szybciej, czy wolniej, a także jak sprzedawać LTE.  Teraz mam przed sobą racjonalnego przeciwnika, który musi zwrócić racjonalnym bankierom dużo pieniędzy. Niewątpliwie jest tak, że stworzenie grupy Polsat, Polkomtel, Aero 2, Mobyland to powstanie bardzo silnego konglomeratu. Grupa firm kojarzonych z Polsatem plus Polkomtel ma dziś połowę spektrum radiowego dostępnego w Polsce, a reszta operatorów drugą. Dlatego nadal jesteśmy zdziwieni, że UOKiK zgodził się bezwarunkowo na przejęcie Polkomtela przez grupę Polsat.

Sądzi pan, że to była polityczna decyzja?

Sądzę, że UOKiK mniej wnikliwie niż zwykle przeanalizował ten przypadek. Mówiliśmy wcześniej, że nie można stworzyć operatora energetycznego, który będzie miał więcej niż 35 proc., a możemy pozwolić na stworzenie operatora telekomunikacyjnego, który ma 50 proc. rzadkich zasobów spektrum.

Jaka będzie odpowiedź TP?

LTE jest faktycznie nową ciekawą ewolucją mobilnego Internetu, ale uwaga: występuje tam jedno magiczne słowo „do". I jest zasadnicza różnica między „do 100 Mb/s", a „80 Mb/s" oferowanych w naszej sieci kablowej, czy światłowodowej. LTE oferuje możliwość zwiększenia szybkości, ale to jest  technologia radiowa, zależna od liczby osób korzystających z danego nadajnika, czy pod domem rośnie wysokie drzewo i w jakiej odległości od anteny jest użytkownik. Nasza odpowiedź? W przyszłym roku państwo zapewne będzie oferować w przetargu częstotliwości 800 MHz i 2,6 GHz i na pewno będziemy po nie startować.

W tym roku przedłużono panu kadencję o kolejne trzy lata (liczone od kwietnia 2012 r., więc do 2015 r. – red.). Jak pan sobie wyobraża grupę TP wtedy?

Wyobrażam sobie, że grupa TP nie będzie wtedy sprzedawała już telefonii stacjonarnej, tylko łączność przez komórki lub telefony w technologii VoIP i to wyłącznie jako pakiety. Nie wyobrażam sobie, aby za 3 lata ktoś kupował jeszcze pojedyncze usługi: tylko Internet, tylko telewizję. Na rynku B2B będziemy integrować i sprzedawać sprzęt i instalować go u klientów. Przede wszystkim moim największym marzeniem jest, aby wszystkie projekty, które dziś prowadzimy w ramach hasła „Misja Klient" sprawiły, że klienci będą wskazywali TP jako najchętniej wybieranego operatora.

TP zniknie i zostanie przemianowana na Orange?

To dla mnie właściwie pewne, chyba że jak w 2009 r., gdy się do tego przymierzaliśmy, wydarzy się kolejny potężny kryzys. Rebranding to przecież także koszty. Drugi warunek: to poprawa percepcji usług TP w oczach klientów. Decyzja będzie czysto biznesowa, bo formalną mam od 2009 r.

Uda się grupie zmieścić w widełkach przychodowych zaplanowanych na ten rok?

Według stanu na dziś - tak.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał ostatnio m.in. Orange za zmowę na rynku telewizji mobilnej. Wszyscy ukarani zapowiedzieli, że się odwołają od tej decyzji. Jak pan ocenia tę sprawę w kontekście różnych działań UOKiK? Przez szefów dużych organizacji urząd jest wymieniany jako ten, który nienawidzi przedsiębiorców...

Jako szef Francuskiej Izby Przemysłowo-Handlowej i członek zarządu Lewiatana uważam, że jest absolutnym skandalem zestawienie w filmiku UOKiK wizerunku polskiego przedsiębiorcy z osobą o charakterystycznym zachrypniętym głosie, zmawiającą się za plecami konsumentów. Uważam, że to antyprzedsiębiorcza propaganda godna akcji z lat 50. ubiegłego wieku. A co do kary ws. telewizji mobilnej. Po pierwsze to decyzja nieprawomocna, od której będziemy się odwoływać. Po drugie, nałóżmy może jeszcze karę na 40 mln Polaków, którzy usługi nie chcieli i by jej nie kupili. Patrząc jednak wstecz w pewnym sensie się cieszę, bo myślę, że straty jakie ponieślibyśmy na tym projekcie byłyby wyższe niż to, co hipotetycznie mielibyśmy zapłacić UOKiK-owi (w przypadku Orange to 35 mln zł – red.).

Zgadza się pan z Miroslavem Rakowskim, prezesem PTC,  że media powinny łożyć na budowę infrastruktury transmisji danych?

Z roku na rok lawinowo rośnie ilości przesyłanych i pobieranych danych. Wszyscy operatorzy przekonują nas do smartfonów, tabletów oraz zachęcają do korzystania z mobilnego Internetu, telewizji w komórce itp. Klienci oczekują zarazem ofert praktycznie bez limitu transferu danych. To wszystko powoduje, że operatorzy muszą mocniej inwestować w rozwój swoich sieci i tu rzeczywiście pojawia się pytanie, na ile i czy powinni partycypować w tym dostawcy kontentu? Moim zdaniem rozwój sieci powinien pozostać domeną operatorów. Przykładem dobrego kierunku działań jest nasza współpraca z T-Mobile dotycząca współdzieleniu sieci i jej efektywniejszym wykorzystaniu. Sam pomysł, by media współfinansowały budowę infrastruktury wzbudza wiele emocji, także prawnych. Dlatego będziemy mu się przyglądali z uwagą.

TP modernizuje łącza w kraju na mocy porozumienia z UKE. Jaki jest efekt tych prac? Ile gospodarstw domowych pana zdaniem ma dziś dostęp do Internetu 6 Mb/s i więcej, a jaki ten podstawowy - do 2 Mb/s?

Porozumienie z UKE realizujemy zgodnie z planem. Z obiecanych 1,2 mln łączy internetowych, na koniec października gotowych już było ponad 700 tys., w tym aż 93 proc. o prędkości powyżej 6 Mb/s. Warto podkreślić, że 103 tys. z nich wybudowaliśmy na obszarach tzw. białych plam. Jeśli chodzi o całą sieć TP to już ponad 73 proc. naszych linii ma przepływności wyższe niż 6 Mb/s.

TP rozwija usługi ICT. Który segment: komórkowy, czy stacjonarny one zasilają i jakiej skali przychodów po tej działalności grupy pan oczekuje w perspektywie 1-2 lat?

Uważam, że rynek ICT ma szansę dynamicznie się rozwijać, dlatego powołaliśmy spółkę Integrated Solutions, która w ciągu trzech lat ma ambicję być w pierwszej trójce firm - integratorów systemów. To duże wyzwanie, ale możliwe do osiągnięcia z doświadczeniem jakie mamy. Chcemy, aby stopniowo przychody Integrated Solutions były coraz bardziej zauważalne w wynikach Grupy TP.

Samorządy, konsorcja, budowa infrastruktury: jaki to biznes (z punktu widzenia przychodów, marżowości)? Dlaczego grupa TP chce być budowniczym sieci dostępowych dla władz lokalnych? Czy tylko budowniczym?

Zawsze jesteśmy zainteresowani rozwojem sieci, by móc oferować lepszą jakość usług i zwiększać zasięg szybkiego Internetu. Dlatego od momentu pojawienia się funduszy europejskich przeznaczonych na rozwój sieci szerokopasmowych, staramy się aktywnie wspierać samorządy w ich wykorzystaniu. Przykładem mogą być umowy z samorządami województw: lubuskiego i pomorskiego, dotyczące budowy sieci szkieletowo-dystrybucyjnej. O rentowności takich przedsięwzięć decyduje wiele czynników, które jednak nie do końca można przewidzieć. Chodzi m.in. o poziom świadomości i edukację lokalnych społeczności, rozwoju e-usług związanych z administracją, zdrowiem, nauką, które potem bezpośrednio przekładają się na popyt na Internet. Chcę też podkreślić, że patrząc na wysokość kwot przyznanych Polsce przez UE na inwestycje telekomunikacyjne oraz skalę naszych potrzeb, nie tylko chcemy, ale czujemy się wręcz zobowiązani do wzięcia udziału w tych przedsięwzięciach. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że ich realizacja będzie miała znaczący wpływ, nie tylko na kształt polskiego rynku telekomunikacyjnego, ale tworzenie nowoczesnego e-społeczeństwa.

W ciągu miesiąca od startu skupu akcji własnych TP wydała na ten cel 167 mln zł. Spółka utrzyma takie tempo wydatkowania przeznaczonych na buy-back 800 mln zł?

Mamy dwa główne założenia programu: kwotowy - maksymalnie wydamy do 800 mln zł i czasowy - zrobimy to do 31 grudnia 2012. Tempo realizacji buy back'u zależy od aktualnej sytuacji i dlatego nie mogę komentować szczegółów programu.

CV

Maciej Witucki

jestprezesem Telekomunikacji Polskiej od listopada 2006 r. Karierę zawodową rozpoczynał w bankowości. W 1997 r. związał się z Cetelemem (był m.in. członkiem zarządu Cetelem Polska Expansion). W 2002 r. został członkiem zarządu Lukas Banku, którym zaczął kierować w 2005 r. Ukończył Wydział Elektryczny Politechniki Poznańskiej. Odbył studia podyplomowe we francuskiej Ecole Centrale Paris.

Trwa dyskusja na temat banków. Repolonizacji, słabości spółek-matek, wpływu na polski rynek. Czy nie obawia się, że nawet na takich rynkach jak Francja do grup przemysłowych może trafić przekaz, że „koniec i kropka, to koniec globalizacji, musimy skupić się na własnych rynkach, przynajmniej do czasu aż kurz opadnie". Co taka wizja oznacza dla takie spółki jak TP?

Maciej Witucki

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację