Pierwszą restrukturyzację długu Grecji, przez Brukselę eufemistycznie określaną jako zaangażowanie sektora prywatnego w gaszenie greckiego kryzysu (taki jest sens skrótowca PSI, rozwijającego się do „private sector involvement"), przeprowadzono w marcu. Inwestorzy zgodzili się wówczas na tzw. strzyżenie, czyli zamianę obligacji Aten na nowe, warte znacznie mniej. W efekcie dług publiczny Grecji zmniejszył się o 100 mld euro, czyli – w porównaniu do stanu z końca 2011 r. – o 28 proc.
Dziś Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że na koniec br. dług publiczny Grecji będzie o zaledwie 12 mld euro niższy, niż rok wcześniej, a w relacji do PKB zwiększy się nawet ze 165 do 171 proc. W 2013 r. ma sięgnąć już 182 proc. PKB. Zaklęcie PSI najwyraźniej nie przyniosło oczekiwanych skutków, co w kontekście recesji, jest zrozumiałe.
Trudne do zrozumienia jest natomiast to, dlaczego trojka, czyli przedstawiciele organizacji kredytujących Grecję, proponują podobno – tak donosi niemiecki tygodnik „Der Spiegel" – kolejną restrukturyzację długu Aten. Tym razem udział wziąłby w niej udział także – a nawet głównie - sektor publiczny, czyli sama trojka oraz rządy państw eurolandu.
Jak konkretnie miałoby to wyglądać, nie wiadomo, bo na przykład EBC, który ma greckie obligacje warte 40 mld euro, nie może ich po prostu umorzyć. Teoretycznie byłoby to bowiem równoważne finansowaniu greckiego rządu, a frankfurckiej instytucji tego robić nie wolno. Pomysł budzi też kontrowersje w Berlinie, bo tamtejszy rząd obiecał podatnikom, że pożyczki dla Grecji nie będą ich nic kosztowały.
Kto uważnie śledził dotychczasowe zmagania Brukseli z kryzysem fiskalnym, wie, że w Europie wszystkie obietnice i reguły mają datę ważności,