La Mania podbija Londyn

Joanna Przetakiewicz. Buduję pierwszą polską markę pret-a-porter rozpoznawalną w świecie.

Publikacja: 14.02.2013 23:14

La Mania podbija Londyn

Foto: materiały prasowe

Rz: W ostatnim czasie pojawiło się kilka publikacji m.in. tygodnika „Wprost" oraz serwisów plotkarskich, w których pisano o fatalnych wynikach La Manii, jej wysokim zadłużeniu. Czy zatem zarabia pani na swoich kolekcjach?

Joanna Przetakiewicz:

Nie zamierzamy tolerować rozpowszechniania kłamstw na nasz temat. To próba uderzenia w nasz wizerunek, a więc zamierzam bardzo stanowczo bronić dobrego imienia mojej firmy, bo La Mania nie jest kaprysem. To poważna firma, która zatrudnia już 55 osób i bardzo szybko się rozwija. La Mania nie ma długów, w 2011 roku zamknęliśmy bilans pierwszej półtorarocznej działalności spółki z księgową stratą, która w rzeczywistości jest inwestycją związaną z budową marki. Nie trzeba być specjalistą ds. finansów, żeby to rozumieć. Konsekwentnie realizuję ideę budowy pierwszej polskiej marki pret-a-porter, rozpoznawalnej i obecnej na światowym rynku mody. To ogromna inwestycja czasu, pracy i oczywiście dużych pieniędzy. Nasz rozwój planujemy jednak nie tylko odważnie, ale i rozważnie. Ważne są każda decyzja, wydatek, zakup, lokalizacja. Stworzenie butiku to koszt ponad 1 mln zł, kilkakrotnie więcej w porównaniu z innymi markami. A mamy ich już cztery. Dzisiaj kluczowa jest dla mnie dalsza edukacja zespołu z zaangażowaniem światowych ekspertów, sprowadzanie najwyższej jakości tkanin z Włoch, Francji, coraz lepsze pokazy, które pochłaniają przecież nawet setki tysięcy złotych.

Ubiegły rok to poprawa wyników?

W porównaniu z 2011 rokiem zwiększyliśmy przychód trzykrotnie. Nie było w historii takiego domu mody, który stał się dochodowy wcześniej niż po czterech–pięciu latach. A my mamy duże szanse, bo ten rok zakończymy jeszcze na minusie, ze względu na dalsze inwestycje w sieć butików oraz infrastrukturę, ale pierwsze zyski przewiduję w 2014 roku. Marża operacyjna powinna wtedy wynieść ok. 4 proc., a rok później już 11 proc. Nadal jednak będziemy ponosić istotne nakłady związane z dalszym rozwojem, również za granicą. La Mania jest firmą, która błyskawicznie uczy się, jak obniżać i optymalizować koszty, coraz skuteczniej, a więc coraz taniej, kupujemy materiały i dodatki, coraz skuteczniej generujemy wyższe marże w sklepach poza Polską, zachowując lokalny poziom kosztów.

Budujemy naszą pozycję także dzięki rozważnej polityce cenowej.

Wyniki polskich sklepów są lepsze niż tych zagranicznych?

Wyniki w naszych zagranicznych butikach są dla nas bardzo miłym zaskoczeniem. Harrod's zwiększył zamówienie obecnej kolekcji o 70 proc. w stosunku do poprzedniej, w mediolańskim domu towarowym Excelsior wzrost wyniósł nawet 140 proc. Po wejściu naszej kolekcji do sprzedaży sukienki zniknęły z wieszaków po 36 godzinach. Doskonałe wyniki zanotowaliśmy także w najbardziej prestiżowym i największym londyńskim domu towarowym Joseph, gdzie są sklepy Givenchy, Balmain, Fendi czy Balenciaga. Nasz pierwszy dzień okazał się dużym wydarzeniem, bo w kategorii „debiutant" pobiliśmy wszelkie rekordy sprzedażowe! A jeszcze miesiąc wcześniej nikt tam nawet o nas nie słyszał.

Nieustannie inwestujemy w pozyskiwanie nowych rynków i klientów. Właśnie otwieramy nasz showroom na Fashion Week w Londynie. Staram się być wszędzie, gdzie mogę się czegoś nauczyć, a przy okazji coś sprzedać. Naprawdę ciężko pracujemy. Jesteśmy pierwszą polską marką, która po dwóch latach istnienia jest obecna na najważniejszych rynkach mody na świecie. Zauważyły nas najbardziej prestiżowe i opiniotwórcze magazyny. Wygrywa doskonała jakość w połączeniu z rozsądną ceną. Selekcjonerzy marek pracujący dla tego typu renomowanych sklepów rozpruwają także nasze rzeczy, by sprawdzić jakość nici, a nawet szlifów zamków błyskawicznych. Przechodzimy te testy, więc jakość naszych kolekcji jest naprawdę na światowym poziomie.

Marże w tym biznesie są wysokie?

W dużych, zachodnich domach mody – tak. U nas jeszcze umiarkowane. Budujemy naszą pozycję, także dzięki rozważnej polityce cenowej. Nie zależy nam, żeby być wszędzie i za każdą cenę. Tak jak wspomniałam, La Mania jest projektem długofalowym. Chcę sprzedawać luksus, ale za rozsądną cenę.

Będą nowe sklepy?

Mamy dzisiaj cztery butiki w Polsce i sprzedajemy kolekcje za granicą. Kolejne punkty sprzedażowe pojawią się raczej poza Polską, ale jeszcze nie mogę podać szczegółowych informacji. Ofert współpracy otrzymuję bardzo dużo, jest w czym wybierać. Muszę być jednak ostrożna, nie mogę popełnić błędu jak moi znajomi z Francji, którzy stworzyli sześć lat temu markę o podobnym profilu. Otrzymali zamówienia kolekcji z 44 miejsc na świecie, przyjęli je, co paradoksalnie okazało się porażką. Nie byli na to technicznie gotowi, bo przerosła ich skala przedsięwzięcia. Dlatego stawiam na rozsądny rozwój, a nie szybkie zarabianie pieniędzy, bo to się zawsze źle kończy.

Jak może wyglądać przyszłość La Manii – wejście na giełdę, inwestor strategiczny?

Mam kilka propozycji współpracy, także kapitałowej – dwie z Polski, inne ze świata. Na szczegóły jest za wcześnie, ale potencjał rozwoju jest ogromny zarówno w kraju, jak i za granicą. Gdy porównujemy swoje wyniki z podobnymi pod względem cenowym polskimi firmami, to wypadamy pod względem sprzedaży najlepiej.

Rz: W ostatnim czasie pojawiło się kilka publikacji m.in. tygodnika „Wprost" oraz serwisów plotkarskich, w których pisano o fatalnych wynikach La Manii, jej wysokim zadłużeniu. Czy zatem zarabia pani na swoich kolekcjach?

Joanna Przetakiewicz:

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację