Węgierskie ostrzeżenie dla Polski

Gdyby polski rząd zdecydował się na nacjonalizację otwartych funduszy emerytalnych, popełniłby poważny błąd – powiedział w rozmowie z Grzegorzem Siemionczykiem prezes Raiffeisen Bank International Karl Sevelda.

Publikacja: 21.08.2013 01:12

Węgierskie ostrzeżenie dla Polski

Foto: Rzeczpospolita, David Sailer David Sailer

Minęły ponad dwa lata, od kiedy Raiffeisen Bank International (RBI) ogłosił zamiar przejęcia Polbanku, za kwotę, która analitykom wydawała się zbyt wysoka. Jak ocenia Pan tę transakcję z perspektywy czasu?

Jestem bardzo zadowolony z tej fuzji, która– z prawnego punktu widzenia – została zamknięta pod koniec ub.r. Przejęcie Polbanku było dla nas niezbędnym krokiem, aby uzyskać w Polsce odpowiednią masę. A jest to dla nas jeden z najważniejszych rynków w Europy Środkowej i Wschodniej. I nie sądzę, abyśmy za ten nabytek przepłacili. Polbank, zajmujący się głównie działalnością detaliczną, był bowiem doskonałym uzupełnieniem polskiego Raiffeisena, wyspecjalizowanego w obsłudze firm.

Ostatnio do kupienia było w Polsce kilka innych banków, np. Kredyt Bank, Nordea. Gdybyście w 2011 r. mieli wybór, i tak postawilibyście na Polbank?

Raiffeisen Bank Polska i Polbank były tak komplementarne, że także dziś nie mielibyśmy wątpliwości. Przejmując jakikolwiek inny bank, musielibyśmy część nowego biznesu odsprzedać, żeby nie dublować działalności. A wiadomo, że cięcia są zawsze bolesne i lepiej minimalizować ich skalę.

Pomimo przejęcia Polbanku, Raiffeisen wciąż nie należy w Polsce do pierwszej piątki największych banków pod względem wielkości aktywów, do czego na innych rynkach jesteście przyzwyczajeni. Wchodzą w grę kolejne przejęcia, czy raczej rozwój organiczny?

Zawsze rozglądamy się za możliwościami, jakie oferuje rynek. Bylibyśmy słabymi biznesmenami, gdybyśmy tego nie robili. Ale w najbliższej przyszłości nie mamy w planach nigdzie żadnych przejęć. Najpierw musimy zakończyć proces integracji Polbanku i Raiffeisen Bank Polska. Uzgodnienia z nadzorcą przewidują, że na warszawską giełdę bank musi wejść do połowy 2016 r.

Czy to, że niektóre zachodnie banki wycofują się z Polski, sprzedając swój lokalny biznes, świadczy o malejącej atrakcyjności naszego rynku?

Jest wiele powodów, które skłaniają banki do ograniczenia skali działalności. Jednym z nich jest Bazylea III (nowy kodeks regulacji bankowych – red.), zmuszająca banki do podwyższania poziomu kapitału. Banki wolą się koncentrować na wybranych rynkach. My też to robimy i będziemy rosnąć tylko w tych krajach, które są dla nas najważniejsze. W tej grupie jest Polska, obok Rosji, Czech, Słowacji, Rumunii i Austrii.

Dlaczego?

W ostatnich latach polska gospodarka radziła sobie lepiej niż inne kraje Europy, a obecne spowolnienie wzrostu wydaje się dobiegać końca. Poza tym Polska to duży kraj, z dobrze wykształconym społeczeństwem, którego rząd zdaje się całkiem dobrze rozumieć ekonomię. Potencjał rozwojowy Polski jest więc duży.

Jakie macie pomysły na rozwój w Polsce?

Przejęcie Polbanku dało nam silną pozycję na rynku klienta masowego. Nie rezygnujemy jednak też z usług dla zamożnych klientów, które rozwijaliśmy już wcześniej. Przedmiotem naszej uwagi były zawsze małe i średnie firmy. Teraz wiele możliwości dostrzegamy też w obsłudze dużych, międzynarodowych koncernów.

Powiedział Pan, że polski rząd wydaje się dobrze rozumieć ekonomię. A przecież właśnie usiłuje rozmontować OFE, czyli zrobić coś, za co ekonomiści krytykują władze węgierskie...

Nigdy nie kryłem, że w sprawach gospodarczych jestem liberałem. Jeśli chodzi o system emerytalny, za najlepszy uważam trójfilarowy system szwajcarski. Rząd zapewnia tylko minimalne emerytury, wypłacane z obowiązkowych składek. Obowiązkowe są też składki na drugi filar, czyli prywatne fundusze emerytalne. Trzeci filar jest dobrowolny, ale system podatkowy zachęca do odkładania w nim dodatkowych pieniędzy na emeryturę. Gdyby polski rząd zdecydował się na nacjonalizację prywatnych funduszy emerytalnych, popełniłby poważny błąd. To, jak inwestorzy traktują dziś Węgry, powinno być ostrzeżeniem.

Skojarzenia, jakie budzą plany polskiego rządu wobec OFE, z tym, co stało się na Węgrzech, nie rzutuje na waszą percepcję ryzyka prowadzenia biznesu w Polsce?

Nie, bo na Węgrzech rząd nie ograniczył się do nacjonalizacji funduszy emerytalnych, ale w poszukiwaniu wpływów budżetowych, nałożył dodatkowe podatki m.in. na banki. Na moją percepcję Polski to nie wpływa, bo Węgry, decydując się na takie działania, były w dużo gorszej sytuacji budżetowej. Poza tym Węgry wprowadziły także sztuczne kursy wymiany walut, które spowodowały ogromne straty dla banków.

Pomimo uderzającej w zagraniczne banki polityki budżetowej Budapesztu, Raiffeisen nie zamierza jednak wycofać się z Węgrzech?

Nie, ale też nie zamierzamy się tam rozwijać. Przeciwnie, restrukturyzujemy nasz węgierski biznes. Zamknęliśmy już część placówek, zwolniliśmy część pracowników. Politykę węgierskiego rządu uważamy za krótkowzroczną. Budżet można naprawić tylko dzięki rozwijającej się gospodarce. Duszenie biznesu – także banków – nadmiernymi podatkami gospodarce nie sprzyja. Tak, jak nie sprzyja jej podatek od transakcji finansowych, forsowany w strefie euro. Już dziś zaangażowanie rządów w gospodarki UE jest zbyt duże, w Austrii wydatki publiczne stanowią 45 proc. PKB, we Francji aż 55 proc. PKB. To nie jest zdrowe. Sektor publiczny nie może się zajmować wszystkim.

Przy okazji transakcji w polskim sektorze bankowym, powraca ostatnio temat repolonizacji tego sektora, tzn. zwiększenia udziału polskiego kapitału w bankach. Czy rząd powinien angażować się w taki proces, np. konsolidując sektor wokół instytucji, w których ma udziały, jak PKO BP?

Nie sądzę, aby to było zadanie dla rządu. Państwowe przedsiębiorstwa raczej należy prywatyzować, a nie zwiększać ich znaczenie w gospodarce. Z moich doświadczeń wynika, że prywatne firmy są bardziej efektywne niż państwowe. To dlatego, że na te drugie wpływ mają zazwyczaj politycy, a ci, nawet jeśli są nastawieni przyjaźnie do biznesu, nie zawsze kierują się interesem ekonomicznym.

A jak się układa wasza współpraca z rządem Austrii, od którego RBI w trakcie kryzysu otrzymał pomoc finansową?

Rząd nie wywiera na nas żadnej presji. Kapitał partycypacyjny, jaki otrzymaliśmy, został przyznany bezterminowo, ale z początkiem 2018 r. przestanie się wliczać do kapitałów podstawowych, dlatego do tego czasu go spłacimy. Ministerstwo finansów nie tylko nas nie pogania, ale nawet zniechęca do zbyt szybkiego zwrotu tego kapitału, bowiem zarabia na nim 8 proc. rocznie.

A to, że wasz rywal Erste Bank już zdobył kapitał na zwrot rządowej pomocy, nie ma znaczenia?

Erste to Erste, a Raiffeisen to Raiffeisen. Oni, aby zwrócić pomoc, sprzedali nowe akcje po bardzo niskiej cenie. Naszym akcjonariuszom przy dzisiejszym kursie akcji taka operacja prawdopodobnie nie przypadłaby do gustu. Nie wykluczamy, że w przyszłości zdecydujemy się na emisję akcji, ale nawet wtedy nie będzie to dla nas najprawdopodobniej jedyne źródło kapitałów. Przede wszystkim zamierzamy zwiększać zyskowność, której nie utraciliśmy nawet w czasie kryzysu.

Niedawno ogłosił Pan szeroko zakrojony program cięcia kosztów. Dotknie też polskiego biznesu?

Dotknie całej grupy, choć w różnym stopniu. Największe oszczędności dostrzegam w centrali Raiffeisena. W Polsce, w związku z fuzją z Polbankiem, cięcie kosztów już trwa.

Analitycy szacują, że RBI potrzebuje około 1,8 mld euro, aby sprostać wymogom kapitałowym Bazylei III. To poprawne szacunki?

Już dziś te wymogi spełniamy. Kapitału, o którym Pan mówi, będziemy potrzebowali, gdy spłacimy rządową pomoc. A to stanie się w ciągu najbliższych 4,5 roku. Proszę pamiętać, że w ubiegłym roku mieliśmy ponad 700 mln euro zysku netto. Za cztery lata może się więc okazać, że nie potrzebujemy żadnych dodatkowych pieniędzy poza niepodzielonymi zyskami.

Skoro mowa o regulacjach, jak ocenia pan plany utworzenia w strefie euro tzw. unii bankowej?

To jest dobry pomysł. Wspólny w ramach unii nadzór nad bankami zapobiegnie osobliwemu wyścigowi krajowych nadzorców o miano najbardziej restrykcyjnego. Dziś gdy jeden kraj ogłasza, że ustali współczynnik adekwatności kapitałowej w bankach na 10 proc., to inny po chwili stwierdza, że u niego będzie to 12 proc. Rozumiem, że nadzorcy chcą, aby jak najwięcej kapitału zostawało w kraju, zamiast wyciekać za granicę w postaci dywidend, ale jakieś porozumienie jest potrzebne. Drugi filar unii to wspólna procedura likwidacyjna dla banków. To też ma sens, bo podatnicy nie powinni łożyć na ratowanie upadających banków. Moje wątpliwości budzi jedynie trzeci filar: wspólne gwarantowanie depozytów. Rozumiem obawy Angeli Merkel, że któregoś dnia banki z krajów północy będą musiały spłacać klientów banków z południa strefy euro.

Regulacyjna niepewność to jedna z przyczyn słabości gospodarki eurolandu?

Z pewnością, choć nie jest to jedyna przyczyna. Wiele banków, choć my akurat nie, zostało zmuszonych do delewarowania (obniżenia wartości aktywów w stosunku do kapitału – red.), co oczywiście gospodarce nie pomaga. Dla nas, jako konserwatywnego banku, który nie spekuluje na rynkach, tylko zajmuje się tradycyjnym biznesem, wyższe wymogi kapitałowe oznaczają, że nie będziemy mogli udzielić tylu kredytów, ile byśmy mogli pożyczyć w innej sytuacji. Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że przed kryzysem banki miały za mało kapitału. Ale potrzebny jest okres przejściowy, aby to osiągnąć, a także klarowne zasady. Tymczasem okazuje się, że zarówno harmonogram podwyższania kapitału, jak i zasady jego obliczania, nie są wciąż jasne.

Jak ocenia pan kondycję gospodarki strefy euro? I czy EBC robi wystarczająco wiele, aby ją pobudzić?

Tak, EBC spisuje się dobrze. Deklaracja prezesa Mario Draghiego z ubiegłego roku, że niezależnie od tego, co się będzie działo, w strefie euro nie zabraknie płynności, bardzo gospodarce pomogła. Dużo pracy czeka jeszcze rządy, które muszą ustabilizować finanse publiczne. Choć nie mam pewności, czy w odniesieniu do krajów śródziemnomorskich powinniśmy być aż tacy surowi. Te kraje nie mogą ciąć wszystkich wydatków, muszą mieć możliwość inwestowania i zwiększania dochodów. Zbyt agresywne programy oszczędnościowe nie są dobre dla klimatu inwestycyjnego w tych krajach. A ponieważ jak na razie nie przynoszą im poprawy, budzą opór społeczeństwa. W demokratycznych krajach musimy dbać o to, żeby ludzie akceptowali decyzje polityków.

Warszawska giełda prowadzi z rozmowy z grupą CEESEG, operatorem m.in. giełdy wiedeńskiej. Połączenie tych giełd jest wskazane? Pod czyim szyldem?

Bliższa współpraca giełd Europy Środkowo-Wschodniej ma sens. Choć GPW szybko się w ostatnich latach rozwijała, także dzięki wsparciu rządu, to w porównaniu z dużymi giełdami, jak londyńska, frankfurcka itd., pozostaje mała. To samo dotyczy CEESEG. Dla mniejszych giełd kooperacja to dobra strategia obrony przed większymi konkurentami. Ale oczywiście, muszą tego chcieć udziałowcy obu giełd. Innymi słowy, to musi być połączenie oparte na interesach ekonomicznych, a nie politycznych.

Karl Sevelda (63 l.) – od czerwca prezes Raiffeisen Bank International. Z RBI związany od 15 lat. Ostatnio, od 2010 r. był wiceprezesem i jednocześnie szefem działu bankowości korporacyjnej tej instytucji. Sevelda jest weteranem bankowości. Karierę w tej branży zaczął 35 lat temu w Creditanstalt, gdzie przepracował 20 lat.

Minęły ponad dwa lata, od kiedy Raiffeisen Bank International (RBI) ogłosił zamiar przejęcia Polbanku, za kwotę, która analitykom wydawała się zbyt wysoka. Jak ocenia Pan tę transakcję z perspektywy czasu?

Jestem bardzo zadowolony z tej fuzji, która– z prawnego punktu widzenia – została zamknięta pod koniec ub.r. Przejęcie Polbanku było dla nas niezbędnym krokiem, aby uzyskać w Polsce odpowiednią masę. A jest to dla nas jeden z najważniejszych rynków w Europy Środkowej i Wschodniej. I nie sądzę, abyśmy za ten nabytek przepłacili. Polbank, zajmujący się głównie działalnością detaliczną, był bowiem doskonałym uzupełnieniem polskiego Raiffeisena, wyspecjalizowanego w obsłudze firm.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację