Dziś nie ma już znaczenia, czy to „źli" urzędnicy przekręcają słowa bezsilnego – bo ustępującego – premiera, czy to on sam przemilczał niewygodne dla rządu fragmenty tej propozycji.
Pod koniec sierpnia premier powiedział w Sejmie, że chce, aby każda polska rodzina mogła w pełni wykorzystać ulgę podatkową przypadającą na dzieci. Szybko się jednak okazało, że nie każda. Aby skorzystać z ulgi, trzeba bowiem płacić państwu podatki lub składki na ZUS, od których potem będzie można ją odliczyć. W ten sposób ograniczono możliwość wsparcia dzieci w biednych rodzinach, utrzymujących się np. z umów o dzieło (czyli niepłacących ZUS).
Dziś okazuje się, że premier, zapowiadając podniesienie i rozszerzenie ulg na dzieci, zaoszczędzi jednocześnie znaczące pieniądze na zasiłkach rodzinnych. Wydatki państwa związane ze zwiększeniem ulg, pierwotnie szacowane na ok. 1,1 mld zł, mogą się okazać zupełnie inne.
Trzeba uczciwie przyznać, że uzależnienie ulg od płacenia państwu danin jest rozwiązaniem słusznym. Chroni społeczeństwo ?przed sytuacją, w której rodziny patologiczne chciałyby się utrzymywać ?nie z pracy, ale z pieniędzy podatników.
By uniknąć katastrofy demograficznej, nawet powiększone wsparcie państwa dla rodzin wielodzietnych na pewno nie będzie wystarczające. Pozostaje oczywiście pytanie, czy nasz budżet nawet na tak niewielkie wsparcie stać. Jeżeli jednak rząd decyduje się już na takie długofalowe kosztowne działania, to powinien powiedzieć całą prawdę, a nie czekać, aż media dokładnie przeanalizują szykowane rozwiązania prawne.