Jako szef największej i najstarszej organizacji pracodawców patrzę na kończącą się kampanię głównie poprzez pryzmat obietnic mających wpływ na gospodarkę. Bo na szczęście deklaracje ideologiczne na ogół mają w Polsce krótki żywot i umierają wraz z zakończeniem kampanii.
Ubolewam, że wiedza polskich polityków na temat realiów biznesu jest wciąż zbyt płytka. Kształtują ją na ogół podlegli im urzędnicy poprzez przygotowywane przez siebie materiały. Mało który z nich ma osobiste doświadczenia ze skarbówką, sądami czy innymi urzędami. Dlatego tak chętnie tworzone są nowe przepisy, nowe instytucje. Politycy wciąż chętniej pokazują się na różnego rodzaju ceremoniach niż w sądzie, jako świadkowie niewinności przedsiębiorców nękanych długotrwałymi procesami. A przecież to nie kto inny, jak właśnie oni przyczyniają się do pomyślności polskiej gospodarki.
Mam nadzieję, że Andrzej Duda nie znajdzie w nowo wybranym parlamencie orędowników swojej propozycji dotyczącej obniżenia wieku emerytalnego. Wśród kontrowersyjnych decyzji koalicji PO–PSL ta należy niewątpliwie do najtrudniejszych, ale koniecznych. Statystycznie żyjemy dłużej. Pan Duda jako młody (z mojej perspektywy) człowiek musi sobie zdawać sprawę, że nie da się pogodzić wyższych, skokowo rosnących wydatków ZUS na emerytury ze spadającą liczebnością gwałtownie starzejących się mieszkańców Polski (w 2030 roku ma nas być tylko 35 mln). Już bardziej skłaniam się ku pomysłowi urzędującego prezydenta, który proponuje uelastycznienie obowiązującego dziś systemu emerytalnego, poprzez wprowadzenie kryterium 40-letniego stażu. Skorzystają na tym ci, którzy dziś pracują najciężej.
Wiec wyborczy to nie forum do poważnej debaty, zwłaszcza o tak złożonych kwestiach. Ale każdy kandydat powinien patrzeć szerzej. Musi widzieć sytuację nie tylko w perspektywie najbliższych wyborów. Bez takiego spojrzenia może ciężko pożałować kampanijnych obietnic. Zwłaszcza patrząc przez pryzmat interesów pokolenia córek i synów. Bo pokolenie dzisiejszych uczniów i studentów albo ucieknie przed zbyt wysokimi kosztami pracy w Polsce (i nie pomogą apele o powrót do ojczyzny), albo będzie uciekać w szarą strefę (i znów zaostrzenie przepisów nic nie pomoże).
Stojąc przed dawną Stocznią Szczecińską łatwo jest rzucić „odbudujemy przemysł stoczniowy". Przypominam, że większość problemów polskiego przemysłu (także stoczniowego) wynikało i wynika wciąż z błędnych decyzji lub z ich braku po stronie polityków. Warto, aby obaj kandydaci, a zwłaszcza ich zaplecza polityczne, pamiętali, że pieniądze w budżecie (które tak chętnie rozdają dziesiątkami miliardów) muszą najpierw zostać wypracowane. 70 proc. wszystkich funduszy pochodzi z małych i średnich firm. To na tym sektorze powinna koncentrować się aktywność i uwaga polityków. Niestety, wciąż łatwiej jest zdobywać popularność, deklarując szybkie karanie, czy przeforsować zapisy ustawy, której skuteczności i kosztów nikt nie policzy.