Poniedziałkowa wizyta Donalda Tuska w Kijowie miała szczególny wymiar z kilku przynajmniej fundamentalnych względów. Przede wszystkim była pierwszą oficjalną wizytą zagraniczną nowego premiera, co oznacza wyróżnienie i podkreślenie relacji między Warszawą i Kijowem. Po wtóre, odbyła się w momencie dla Ukrainy wyjątkowo trudnym. Kijów nie odniósł spodziewanych sukcesów w zeszłorocznej ofensywie, a dziś mierzy się z deficytem finansowego i militarnego wsparcia ze strony sojusznika dotąd najważniejszego, czyli Stanów Zjednoczonych. Także na zachodzie Europy nie wszyscy są takimi jak prezydent Emmanuel Macron czy premier Rishi Sunak entuzjastami wsparcia dla walczącego kraju.
Dlatego wizyta polskiego premiera i poparta szeregiem konkretnych propozycji deklaracja bezwarunkowego wsparcia dla Ukrainy w jej wojnie z Rosją wybrzmiewają wyjątkowo głośno. Bez przesady można powiedzieć, że po momentach politycznego wahania za czasu poprzedników Tuska Polska znów staje w awangardzie sojuszu na rzecz niepodległej Ukrainy. Miejmy nadzieję, że ta jednoznaczność zdopinguje mechanizmy solidarnościowe w ramach całej Unii i będzie na tyle silna, że stworzy stabilny instrument wsparcia ze strony całej Wspólnoty. Jest to dziś Kijowowi wyjątkowo potrzebne.
Czytaj więcej
Zwolennicy Donalda Trumpa blokują pomoc dla Ukrainy w Kongresie a Viktor Orban wetuje ją w Brukseli. Tymczasem Donald Tusk zapowiedział w czasie wizyty w Kijowie, że nasz kraj, na ile może, będzie starał się to zrekompensować.
I kwestia trzecia, nie mniej ważna. Wizyta Tuska w Kijowie zbiega się w czasie ze spodziewaną decyzją Brukseli o przedłużeniu na kolejny rok, a więc do czerwca 2025 roku, rozporządzenia pozwalającego na bezcłowy wwóz ukraińskich produktów rolnych do UE. Jak pamiętamy, przepisy te miały wesprzeć obciążoną wysiłkiem wojennym ukraińską gospodarkę i przygotowywać ją powoli do integracji ze wspólnym rynkiem. Polski rząd początkowo nie był przeciw, by później – na fali kampanii wyborczej – brutalnie zablokować import z Ukrainy.
Powtórka z fatalnej polityki Mateusza Morawieckiego raczej nam nie grozi
Dziś powtórka z tamtej, fatalnej polityki Mateusza Morawieckiego raczej nam nie grozi, tym bardziej że rozporządzenie przewiduje szereg metod czasowej ochrony wschodnioeuropejskich rynków przed zaburzeniami związanymi z ukraińskim eksportem. Margines bezpieczeństwa i koordynowania wspólnej polityki znacząco więc rośnie. To wszystko dobre wieści dla Warszawy i Kijowa, złe dla Moskwy, która robiła wiele, by europejską solidarność rozbić.