Witold M. Orłowski: Mieszkanie: prawo, które sporo kosztuje

Mamy wysyp propozycji rozwiązania problemu dostępności mieszkań w Polsce. Dziś okazuje się to bardzo łatwe: wystarczy, żeby państwo dopłaciło do odsetek od kredytu.

Publikacja: 16.03.2023 03:00

Witold M. Orłowski: Mieszkanie: prawo, które sporo kosztuje

Foto: Adobe Stock

Hasło: „mieszkanie jest prawem, a nie towarem” robi w Polsce furorę. Dla tych, którzy nie mają własnego mieszkania, oznacza bezwzględny obowiązek państwa umożliwienia im szybkiego zakupu. Ci, którzy mieliby to zagwarantować (podatnicy, posiadacze oszczędności w bankach), nie do końca rozumieją, dlaczego mają dofinansowywać zakup mieszkań przez kogoś innego. Ci, którzy mieszkania budują, uznają to za gwarancję popytu, a w ślad za tym szansę na wzrost cen i zysków. A ci, którzy szykują się do wyborów, głęboko wierzą, że obietnica „mieszkania dla każdego” przysporzy miliony głosów.

Dlaczego tak piękne hasło jest pozbawione sensu? Bo mieszkanie jest jednocześnie i prawem, i towarem. Towarem, którego wytworzenie trzeba jakoś sfinansować. Majątek nie bierze się znikąd, ale z wieloletnich oszczędności. Kiedy kilka lat temu młody człowiek zadał prezydentowi Komorowskiemu pytanie: „moja siostra zarabia 2 tysiące złotych, jak ma kupić mieszkanie?”, prezydent coś wymamrotał o kredycie. A powinien był powiedzieć prawdę: w kraju o poziomie zamożności Polski nie ma dziś możliwości, żeby młoda dziewczyna z kiepsko płatną pracą (co wynikało ze słów młodzieńca) szybko zapracowała na własne mieszkanie. Kredyt sprawy nie załatwia, bo kredyt to tylko przyspieszenie zakupu z pomocą oszczędności innych ludzi, w zamian za zobowiązanie do przyszłego oszczędzania i spłaty kredytu wraz z odsetkami. Wielu Polaków na to dziś stać, dla wielu jest to nadal marzenie.

Dlaczego program dopłat do oprocentowania kredytu nie jest rozwiązaniem?

Dlatego że jest to tylko kolejna finansowa sztuczka polegającą na czasowym ukryciu kosztu ryzyka kredytowego. Były już „tanie” kredyty frankowe (koszt zapewne spadnie głównie na klientów banków). Były „tanie” kredyty ze zmienną stopą (chyba jednak spadnie na kredytobiorców). Teraz jest propozycja, by ten koszt pokryli podatnicy. Bo co będzie, jeśli w ciągu najbliższych dekad inflacja wyniesie np. przez kilka lat z rzędu po 10 proc.? Wtedy bliskie zera odsetki jej nie zrekompensują, nabywcy mieszkań zwrócą tylko ułamek realnej wartości kredytu, a na resztę złożą się pozostali współobywatele. Program z hukiem runie, powodując kolejny kryzys (w finansach państwa albo na rynku nieruchomości).

Propozycje kolejnego ukrycia ryzyka związanego z kredytem na zakup mieszkania nie rozwiązują problemu, bo problemem jest zapewnienie rzeczywistej zdolności do jego spłaty. Rozwiązaniem może być tylko stworzenie zdrowych, wspieranych przez państwo programów oszczędzania na zakup mieszkania, z systemem gwarancji kredytowych dla tych, którzy są potencjalnie zdolni spłacić kredyt i odsetki (choć oczywiście zawsze z jakimś ryzykiem). Od banków, w zamian za gwarancje, państwo może wymagać stosowania niskich marż i wzięcia na siebie ryzyka zmian stóp procentowych (kredytów ze stałą stopę). A od budujących mieszkania wymagać ograniczenia zysków, tworząc jednocześnie warunki do spadku kosztów budowy (zwłaszcza cen działek budowlanych; póki co rząd nie był nawet w stanie zmusić Poczty Polskiej do oddania tanio działek na potrzeby własnego programu budowy mieszkań).

W sprawie mieszkań nie potrzeba ani jałowych dyskusji, czy są „potrzebą”, czy „towarem”, ani kolejnych planów cudownego ukrycia problemu. Trzeba zdrowego rozsądku, zachęt do oszczędzania, mądrego wsparcia ze strony państwa i przejrzystych zasad ograniczających ryzyko, które zawsze wiąże się z wieloletnimi kredytami.

Hasło: „mieszkanie jest prawem, a nie towarem” robi w Polsce furorę. Dla tych, którzy nie mają własnego mieszkania, oznacza bezwzględny obowiązek państwa umożliwienia im szybkiego zakupu. Ci, którzy mieliby to zagwarantować (podatnicy, posiadacze oszczędności w bankach), nie do końca rozumieją, dlaczego mają dofinansowywać zakup mieszkań przez kogoś innego. Ci, którzy mieszkania budują, uznają to za gwarancję popytu, a w ślad za tym szansę na wzrost cen i zysków. A ci, którzy szykują się do wyborów, głęboko wierzą, że obietnica „mieszkania dla każdego” przysporzy miliony głosów.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację