Nie wierzę w informacje, które nie są zdementowane, twierdził książę Gorczakow, błyskotliwy dyplomata i (jak można sądzić) dobry znawca swojego kraju. Kiedy więc słyszymy zarówno od moskiewskich propagandzistów, jak i od najwierniejszych przyjaciół Kremla w Europie, że zachodnie sankcje w ogóle nie działają, rosyjska gospodarka ma się wręcz znakomicie, a kraj może jeszcze latami prowadzić wojnę, mamy niechybny dowód na to, że koszty wojny zaczynają być dla Rosji trudnym do udźwignięcia ciężarem.
Jak się wydaje, w ostatnich tygodniach Rosja rzuca na szalę wszystkie posiadane atuty – tysiące posyłanych na śmierć żołnierzy, setki przekupionych europejskich polityków, miliony kłamliwych postów zalewających internet, wszystkie budowane przez lata wpływy w Waszyngtonie – po to, by osiągnąć zwycięstwo, którego nie udało się wywalczyć na polu walki. Napisana według życzeń Moskwy amerykańska propozycja pokojowa jest pewnie listą maksymalnych żądań, na których pełną realizację nikt na Kremlu dziś nie liczy. Byłby to jednak punkt wyjścia do narzucenia niezwykle ciężkich warunków pokoju, dających nadzieję na to, że za kilka lat osłabioną Ukrainę da się w całości zmienić w rosyjskiego satelitę. Po latach bezowocnych wysiłków zbrojnych Rosja wydaje się dziś gotowa na użycie wszystkich posiadanych środków, by szybko i zwycięsko zakończyć wojnę. Skąd ta determinacja?
Odpowiedź zapewne kryje się w rosyjskiej gospodarce. Teoretycznie liczby nie wskazują na jakieś dramatyczne problemy. Wzrost PKB, ujemny w 2022 r. i 4-procentowy w latach 2023 i 2024 obecnie spowalnia w okolice zera, ale cały czas raportowany PKB jest nieco wyższy niż przed wojną. Odłóżmy już na bok pytanie o wiarygodność rosyjskich statystyk (dlaczego w kraju, w którym propaganda na okrągło kłamie, akurat dane o wzroście PKB lub stopie inflacji miałyby być uczciwe?), choć oczywiście ciśnie się na usta pytanie, jakim sposobem PKB jest wyższy, skoro produkcja ropy naftowej i gazu (dwóch produktów, na których opiera się gospodarka) jest dziś o 10 proc. niższa, niż była przed 2020 r.?
Inną sprawą jest natomiast to, jak ten PKB jest dzielony. Według oficjalnych danych udział wydatków wojskowych w PKB wzrósł z 4 do 6,3 proc. PKB, a już to wystarczy, aby ograniczyć pozostałe wydatki (prywatne spożycie i inwestycje). Jeśli oczywiście wydatki powiązane z wojną nie są znacznie wyższe, bo wówczas konsekwencje byłyby cięższe.
Dochodzi do tego spadek cen ropy naftowej (głównego źródła dochodów), częściowo wynikający z trendów globalnych, częściowo wymuszony zachodnimi sankcjami. Szacuje się, że spadek dochodów z produkcji ropy sięga w tym roku 35 proc. wobec roku 2024. W efekcie tego, mimo pierwszych od lat podwyżek podatków, budżet rosyjski zaczyna trzeszczeć.