Są aktywni zawodowo, chcą się rozwijać i korzystać z życia – to jedna z dostępnych w internecie charakterystyk silver generation, czyli srebrnego pokolenia, którego określenie wzięło się od siwych włosów. Podobnie jak w przypadku najmłodszej na rynku pracy generacji Z, tak w pokoleniu silversów nie ma jednolitej definicji tej grupy.
Niekiedy przyjmuje się, że są to osoby 50+ do mniej więcej 70. roku życia. Aktywni silversi nie bardzo chcą się wpasować w definicję osób starszych, które ukończyły 65 lat. Niekiedy zaś za przedstawicieli silver generation uważa się grupę 55+. Tak czy inaczej chodzi o ludzi aktywnych, którzy – jak wynika z opisanych przez „Rzeczpospolitą” badań IQS – często chcą się cieszyć życiem, próbować nowych marek i produktów.
Silvers z poduszką finansową
Stać ich też na takie próby. Z najnowszych danych GUS wynika, że ponad 2,5 mln osób w wieku 55-64 lat pracuje. W dodatku spora część szefów dużych firm to właśnie silversi. Według globalnej analizy firmy doradczej Heidrick & Struggles, która w I kwartale br. objęła ponad 1,2 tys. szefów największych spółek notowanych na giełdach w 27 krajach, w tym w Polsce, średni wiek prezesa wynosi 57 lat, przy czym większość menedżerów obejmowała to stanowisko mając średnio 50 lat.
Do pokolenia silversów należy też znaczna część polskich przedsiębiorców, którzy zakładali swoje firmy w latach 90. XX wieku, w czasach rynkowej transformacji. Ignorowanie tej ambitnej i zamożnej grupy byłoby więc głupotą. Sądzę zresztą, że specjaliści od marketingu zazwyczaj tego nie robią, ale popełniają duży błąd, jeśli przypisują silversom swoje wyobrażenia i stereotypy związane z dojrzałym wiekiem. Być może dlatego, że firmy i działy marketingu nadal często się chwalą „młodymi, dynamicznymi” zespołami. Dzisiaj może nawet bardziej chwalą się tym niż przed kilku laty, przed przyspieszeniem cyfryzacji i rewolucją AI, która łączona jest zwykle z młodym pokoleniem.