Andrzej Wojtyna: Poglądy prezesa NBP a wiarygodność prezydenta RP

Bezpieczeństwo ekonomiczne Polski wymaga przerwania niekorzystnego sprzężenia, które obniża wiarygodność zarówno urzędu prezydenta, jak i banku centralnego. Cała nadzieja w Sejmie.

Publikacja: 15.03.2022 21:00

Adam Glapiński, prezes NBP

Adam Glapiński, prezes NBP

Foto: Bloomberg

Każdy kolejny dzień wojny w Ukrainie wzmacnia argumenty za koniecznością pilnego szukania nowych mechanizmów i narzędzi zwiększających bezpieczeństwo polityczne i gospodarcze Polski. To zadanie bardzo trudne, bo wojna skokowo podniosła i tak już wysoki poziom niepewności, w jakim przebiegają w ostatnich latach procesy gospodarcze. Wzrost niepewności nastąpił w znacznym stopniu w wyniku trudnych do przewidzenia czynników zewnętrznych i ich dynamiki (głównie pandemii). Na nie nałożyły się jednak zjawiska wywołane przez mało roztropne zmiany instytucjonalne (tzw. Polski Ład) i liczne błędy w polityce gospodarczej.

Wąski korytarz

W ocenie długookresowych zagrożeń wynikających z rosyjskiej inwazji nie tylko dla Ukrainy, ale i dla Polski przydatne są ramy analityczne przyjęte przez wybitnych amerykańskich historyków gospodarczych D. Acemoglu i J.A. Robinsona w ich książce „The Narrow Corridor”. Ramy te są na tyle ogólne, że pomagają w uchwyceniu ogromu strat, jakie ponieślibyśmy w wyniku polexitu, o czym pisałem w jednym z artykułów („Rzeczpospolita” 10.12.2020).

Według autorów koncepcji tytułowy „wąski korytarz” jest rzadko występującą w historii równowagą między siłą państwa i siłą społeczeństwa, przy której może rozkwitać wolność. W warstwie empirycznej uwzględniają oni przypadek Polski. Ich zdaniem po rozpadzie ZSRR, dzięki możliwości przystąpienia do UE, udało się nam znaleźć wewnątrz takiego „wąskiego korytarza”. W artykule wyraziłem przypuszczenie, że polexit wypchnąłby nas z niego w stronę jednego z dwu niekorzystnych przypadków. Przez ostatnie półtora roku obecne władze stopniowo wycofywały Polskę z ofiarowanego nam przez historię bezpiecznego korytarza.

Są podstawy do sformułowania tezy, że Ukraina dzięki wcześniejszym wysiłkom w budowie równowagi między siłą państwa a siłą społeczeństwa znajdowała się w momencie wybuchu wojny już głębiej w „korytarzu” niż Polska. Obecnie Ukraina musi zbrojnie walczyć o zachowanie nie tylko dorobku transformacyjnego, ale i państwowości.

Smutnym paradoksem jest to, że prezydent Andrzej Duda pozuje na głównego orędownika przyjęcia Ukrainy do UE, podczas gdy niedawno co najmniej kibicował wyprowadzaniu Polski przez obecne władze z „wąskiego korytarza”, w którym z trudem się znalazła. Dlatego po jego poparciu dla przyjęcia Ukrainy do UE w pierwszej chwili pomyślałem, czy prezydent opowiada się za jej członkostwem w miejsce Polski? Być może to skojarzenie było trochę krzywdzące, ale nie zmienia to istoty rzeczy. Chodzi mi o to, czy deklarację tę można uznać za wiarygodną. To bardzo istotne, bo będzie ona w przyszłości rzutowała na wiarygodność innych wypowiedzi polskich władz w sprawach dotyczących Ukrainy.

Uważam, że kryterium wiarygodności nie zostało spełnione, bo jako orędownik Ukrainy w UE Polska powinna sama dążyć do znalezienia się w „rdzeniu” integracji europejskiej, czyli w strefie euro. Bez aspirowania samemu do gry w wyższej lidze promowanie udziału Ukrainy w UE staje się pustym gestem i protekcjonalnym traktowaniem sąsiada. Może być nawet uznane za gest fałszywy, bo przypomina namawianie kogoś do uczestniczenia w organizacji, z której sami wolelibyśmy się wycofać lub którą uznajemy za szkodliwą dla długofalowego rozwoju naszego kraju.

Część komentatorów udzieliła ostatnio prezydentowi Andrzejowi Dudzie znacznego kredytu zaufania, uznając, że jego weto w sprawie lex TVN i lex Czarnek, zaangażowanie dyplomatyczne w kwestię Ukrainy i prozachodni wydźwięk wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym to wyraz dążenia do budowy własnej podmiotowości politycznej. Na razie znacznie silniej przemawiają do mnie wątpliwości sformułowane w bardzo potrzebnym artykule przez prof. Marcina Matczaka („GW” z 5.03.2022) , który za kryterium wiarygodności intencji i działań prezydenta czy premiera przyjmuje ich stosunek do formalnych i nieformalnych instytucji prawnych, wolności mediów i równowagi władz.

Zawężając temat do sfery gospodarki, można zaproponować dwa powiązane ze sobą i łatwe do weryfikacji kryteria wiarygodności prezydenta w kwestii strategicznego bezpieczeństwa ekonomicznego Polski w kontekście wojny w Ukrainie: 1) opowiedzenie się za jak najszybszym uruchomieniem procesu zmierzającego do przystąpienia do strefy euro i 2) poparcie zwiększenia udziału wydatków na obronność w PKB, pod warunkiem że celem będzie wzmocnienie członkostwa Polski w NATO i w UE, a wszystkie wydatki będą realizowane wyłącznie w drodze transparentnej procedury budżetowej.

Prezydent RP stracił dobrą okazję do odbudowy części swojej mocno nadwątlonej prozachodniej wiarygodności, wskazując niepotrzebnie, a w każdym razie zdecydowanie przedwcześnie, prezesa Adama Glapińskiego jako kandydata na drugą kadencję na czele NBP. Powinien przynajmniej zaczekać i ocenić, czy obecny prezes banku centralnego będzie próbował zrehabilitować się po wcześniejszych błędach i zacznie skuteczniej wywiązywać się z konstytucyjnych obowiązków.

Chodzi przy tym nie tyle o błędy w samej polityce pieniężnej, ile o osłabianie NBP jako instytucji. Ta przedwczesna decyzja prezydenta nie była wymuszona względami merytorycznymi; nie znajduje tu na pewno zastosowania powiedzenie, że nie zmienia się koni podczas przeprawy przez rzekę. Ten niewymuszony charakter decyzji oznacza, że jest ona szczególnie ważnym testem rzeczywistych intencji prezydenta. Nie można tu nawet próbować argumentować, tak jak w przypadku nominacji wręczonych ostatnio 74 tzw. neosędziom, że prezydent miał związane ręce swoimi wcześniejszymi błędnymi decyzjami.

Scenariusz teoretyczny

Załóżmy na chwilę, że prozachodnie nawrócenie się prezydenta jest szczere i trwałe. Próbując pomóc w uwiarygodnieniu tej decyzji, pozwalam sobie podsunąć rozumowanie, które pomogłoby powiązać w logiczną całość opowiedzenie się prezydenta za Polską w strefie euro z poparciem przez niego kandydatury Adama Glapińskiego na drugą kadencję. Otóż jeśli prezydentowi rzeczywiście chodziłoby o wzmocnienie bezpieczeństwa gospodarczego Polski (i Ukrainy), to dotychczasowe błędy Adama Glapińskiego jako prezesa NBP nie byłyby już tak istotne, gdyż w przyszłości najważniejsze decyzje byłyby podejmowane przez EBC.

W drugiej swojej kadencji prezes NBP zostałby obsadzony w roli osoby wprowadzającej Polskę do strefy euro. Przy jego umiejętności nagłej zmiany poglądów ekonomicznych o 180 stopni (jak w sprawie wyższej inflacji i podwyżki stóp) łatwo powinna przyjść mu zmiana narracji z „za mojej kadencji Polska na pewno nie wejdzie do strefy euro” na „w czasie drugiej kadencji wprowadzę Polskę do strefy euro”. Tak dokonałaby się częściowa rehabilitacja prezesa: ubytek wiarygodności i reputacji NBP, spowodowany wcześniejszymi jego dokonaniami, zostałby częściowo zneutralizowany poprzez zakotwiczenie stabilności makroekonomicznej i makrofinansowej na perspektywie stosunkowo szybkiego wejścia do strefy euro.

Ten scenariusz trzeba oczywiście uznać (niestety) za myślenie życzeniowe czy żart. O ile jednak przed ostatnią konferencją prasową przewodniczącego RPP można byłoby temu scenariuszowi przypisać jakieś niskie prawdopodobieństwo realizacji, o tyle po niej pozostaje tylko pokładać nadzieję w odrzuceniu przez Sejm jego kandydatury, czyli w zdarzenie równie mało prawdopodobne.

Prezes Glapiński zdążył nas przyzwyczaić do tego, że jego konferencje prasowe po posiedzeniach RPP mają niewiele wspólnego z typowym wykorzystywaniem tego instrumentu komunikowania się banków centralnych z otoczeniem. Zasiadając 9 marca przed ekranem, wierzyłem jednak, że w obliczu olbrzymich zagrożeń tym razem prezes NBP postara się stanąć na wysokości zadania. Spodziewałem się poza tym, że poprzez rzetelnie przygotowane merytoryczne wystąpienie będzie on chciał wyrazić wdzięczność prezydentowi za przesłanie jego kandydatury do Sejmu. A co usłyszeliśmy? Słowa „herezje ekonomiczne” jest zbyt łagodne, bo sugerują spójną logicznie argumentację, nawet jeśli zbudowaną na błędnych przesłankach. W trakcie słuchania prezesa NBP rosło wrażenie, że dla niego współczesny „świat realny jest niepoznawalny”, natomiast rozpoznawalny, choć z trudem interpretowalny pozostaje dlań świat już nieistniejący.

Bliższa krytyka treści wypowiedzi prezesa NBP w trakcie konferencji prasowej wymaga osobnego artykułu. Co natomiast wynika z „występu” dla interesującej nas relacji między nim a prezydentem w kluczowej dziś kwestii bezpieczeństwa gospodarczego kraju? Po pierwsze, jeśli prezydentowi rzeczywiście zależy na wzmocnieniu własnej podmiotowości i przywróceniu powagi urzędu, to poglądy prezesa NBP stały się dla niego poważnym obciążeniem. Bardzo anachroniczne, oderwane od stanu wiedzy ekonomicznej i mocno selektywnie dobrane uwagi Adama Glapińskiego na temat bilansu korzyści i kosztów członkostwa w strefie euro na pewno nie pomogą prezydentowi w uwiarygodnieniu swojego nowego, prozachodniego sposobu rozumienia polskiej racji stanu.

Uważam, że gdyby prezydent znalazł czas na wysłuchanie „występu” prezesa NBP, to po zasięgnięciu opinii doradców (zarówno ekonomicznych, jak i od marketingu politycznego) powinien wycofać z Sejmu udzieloną mu rekomendację lub co najmniej wydać komunikat, że rozważa taką decyzję. Według mnie forma i przede wszystkim treść wypowiedzi były lekceważące nie tylko wobec ekonomistów i całego społeczeństwa, ale także wobec prezydenta. Poza tym prezes Glapiński miał już w tej kadencji okazję pokazać, jak w jego autorskim i autokratycznym sposobie kierowania NBP wyglądają korzyści z autonomicznej polityki monetarnej.

Po drugie, niebezpieczne dla bliższej i dalszej przyszłości gospodarczej Polski są nie tylko treści wypowiedziane w czasie konferencji prasowej, ale także, a może jeszcze bardziej te, które zostały całkowicie pominięte. Przy obecnej niepewności i skali zagrożeń nadrzędne znaczenie ma koordynacja szeroko rozumianych części składowych polityki ekonomicznej i polityki społecznej ukierunkowana na utrzymanie stabilności makroekonomicznej i makrofinansowej, a także społecznej i politycznej. Oprócz nieprzemyślanych i błędnych uwag nt. celowości zastosowania luźnej polityki budżetowej połączonej z restrykcyjną polityką monetarną, prezes NBP nie potrafił przedstawić żadnej koherentnej opinii. Gdyby któryś z licznych doradców podsunął mu np. do przeczytania lub streścił nową książkę Ludgera Schuknechta nt. wydatków publicznych i roli państwa, to prezes zorientowałby się, jak wygląda współczesna mapa ryzyka fiskalno-finansowego i na czym polegają kanały oddziaływania oraz właściwy podział pracy między bankiem centralnym a innymi organami państwa.

Wnioski z 2008 r.

W tym kontekście nasuwa się pilny postulat. Uważam, że wobec coraz poważniejszych skutków wynikających dla Polski z agresji Rosji na Ukrainę, zdecydowanemu wzmocnieniu powinna ulec rola Komitetu Stabilności Finansowej, o którym obecnie się nie mówi. To rozwiązanie instytucjonalne zostało przyjęte w 2008 r. w Polsce i innych krajach w reakcji na doświadczenia z kryzysu finansowego. Chodziło o konieczną koordynację działań ukierunkowanych na stabilność makroekonomiczną (cen, zatrudnienia, budżetu) oraz stabilność mikro- i makrofinansową. Zawężenie funkcji Komitetu w wyniku zmiany ustawy w 2015 r. do działań makroostrożnościowych było błędem, który warto szybko skorygować.

Podsumowując, bezpieczeństwo ekonomiczne Polski wymaga przerwania niekorzystnego sprzężenia, które obniża wiarygodność zarówno urzędu prezydenta, jak i banku centralnego. Cała nadzieja w Sejmie, że upomni się o takiego kandydata na prezesa NBP, który potrafi sprostać czekającym nas w najbliższych latach wyzwaniom oraz wykorzystać potencjał pracowników NBP i członków RPP.

Prof. Andrzej Wojtyna pracuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. W latach 2004–2010 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej

Każdy kolejny dzień wojny w Ukrainie wzmacnia argumenty za koniecznością pilnego szukania nowych mechanizmów i narzędzi zwiększających bezpieczeństwo polityczne i gospodarcze Polski. To zadanie bardzo trudne, bo wojna skokowo podniosła i tak już wysoki poziom niepewności, w jakim przebiegają w ostatnich latach procesy gospodarcze. Wzrost niepewności nastąpił w znacznym stopniu w wyniku trudnych do przewidzenia czynników zewnętrznych i ich dynamiki (głównie pandemii). Na nie nałożyły się jednak zjawiska wywołane przez mało roztropne zmiany instytucjonalne (tzw. Polski Ład) i liczne błędy w polityce gospodarczej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację