Choć w „Rzeczpospolitej” jako pierwsi poinformowaliśmy o tym, że obiekt, który spadł w Lubelskim to najpewniej jedna z rosyjskich wersji irańskiego bezzałogowca Shahed, to jednak powodów do radości nie mamy. Cieszyć się można jedynie z tego, że nikt nie zginął i nie został ranny.

Fakt, że rosyjski bezzałogowiec potrafi wlecieć do Polski i przez sto kilometrów nie zostaje zauważony, nie może nas jednak napawać optymizmem. Choć na usprawiedliwienie można dodać, że jest to obiekt bardzo mały i trudny do wykrycia, to jednak obecnie nie mamy zdolności, by sobie radzić z takim zagrożeniem.

Przed dużymi dronami się wkrótce obronimy

Co warto jednak podkreślić, wkrótce w tym obszarze sytuacja powinna się znacznie poprawić. W 2027 r. w Wojsku Polskim powinny już działać cztery aerostaty radiotechniczne Barbara. Te podwieszone na dużej wysokości obiekty będą patrzyły z góry, co oznacza, że wychwycenie nawet tak małych obiektów jak Shahed/Geran będzie możliwe. Za kilka lat w naszej armii będzie już kilka baterii systemu obrony przeciwlotniczej Narew, tak więc będziemy też mieli więcej efektorów, które obiekty lecące w strefy zagrożenia będą mogły zestrzelić. Można więc uznać, że niebawem większe bezzałogowce jak np. Shahedy będziemy w stanie wykryć, zidentyfikować i jeśli będą stanowiły zagrożenie, to także wyeliminować.

Czytaj więcej

Niezidentyfikowany obiekt spadł na Lubelszczyźnie. Prokuratura wstępnie potwierdza ustalenia „Rzeczpospolitej”

Infrastruktura krytyczna zagrożona bezzałogowcami

Problemem, którym w praktyce wciąż nikt się nie zajął, pozostają mniejsze drony. Jak już informowaliśmy kilka tygodni temu, w Polsce obiekty infrastruktury krytycznej praktycznie nie są chronione przed małymi dronami. Z kolei o tym, jak niszczycielskie może to być narzędzie, przekonaliśmy się obserwując skutki ukraińskiej operacji „Pajęczyna”, gdy tanimi dronami Ukraińcy zniszczyli warte co najmniej setki milionów dolarów samoloty lotnictwa strategicznego Federacji Rosyjskiej. Czy to znaczy, że nagle polscy decydenci w MON i w MSWiA podrapali się w głowę i uznali, że jednak ktoś tym problemem powinien się zająć i że na cito kupujemy takie systemy do obrony elektrowni, rafinerii czy lotnisk? Odpowiedź jest bardzo krótka: nie. W tym obszarze państwo polskie, przynajmniej na razie, stawia na bezbronność. Jak pokazuje przykład z Rosji, takie podejście do zagadnienia, może nas bardzo dużo kosztować.