Łotwa jest wśród unijnych krajów w najgorszej sytuacji. Po III kw. 2009 r. gospodarka skurczyła się o 18,6 proc. Największy spadek, bo aż o 36 proc. zanotowało budownictwo, które wypracowuje 7,5 proc. łotewskiego PKB.
Łotwa ma najwyższy na świecie spadek cen mieszkań - 62 proc.; większość inwestycji została wstrzymana lub zamrożona. Także w tym roku rząd wykreślił z budżetu inwestycje budowlane, w tym największą - rozpoczętą już budowę biblioteki narodowej.
Prawie 29 proc. stracił handel, którego udział w łotewskim PKB wynosi 15,6 proc. Transport i łączność tworzące 12,5 proc. łotewskiego produktu krajowego skurczyły się o 18 proc. Produkcja przemysłowa (daje 10,2 proc. PKB) zmniejszyła się o ponad 17 proc. Sprzedaż nowych aut praktycznie zamarła (spadek o 90 proc.), a w tym roku oczekiwany jest dalszy spadek – jeszcze o 30 proc. z obecnego poziomu
Kraj jest zadłużony i balansuje na granicy wypłacalności. I choć na ten rok prognozy dla większości państw są już pozytywne, to nie dla Łotwy. Według banku centralnego PKB wciąż będzie spadał (o -2,5 proc.); bezrobocie wzrośnie do 21,3 proc. a zamiast inflacji pojawi się symbol głębokiej recesji - deflacja.
Na tym mrocznym tle nikogo już pewnie z Łotyszy nie zdziwiła informacja portalu Mixnews, że odpowiedzialny za stan gospodarki minister sam ma duże długi i kłopoty z ich spłaceniem. Artis Kampars winien jest bankom w sumie 415 tys. dol. I nie ma z czego ich spłacać. W końcu roku rząd wprowadził wielkie oszczędzanie w państwowej administracji; o ponad 10 proc. spadły pensje nawet najwyższych urzędników. Odcięto wszelkie dodatki i bonusy. Minister gospodarki dostaje więc na rękę ok. 2600 dol., z czego 1600 dol. zabierają mu banki na spłatę kredytów.