NBP wyszedł więc naprzeciw oczekiwaniom rządu, który obawia się, że umacniający się złoty ograniczy skalę ożywienia polskiej gospodarki. Na takie ryzyko wskazywali zresztą też reprezentanci banku centralnego.

Piątkowa zmiana kursu euro pokazuje, że w krótkim terminie interwencja NBP może odnieść pożądany skutek. Oficjalnie wchodząc na rynek, podjął on jednak swoistą grę z inwestorami, którzy mogą teraz próbować sprawdzać, czy polski bank centralny zdecyduje się na kolejne interwencje. Gdyby tak się stało, bank musiałby kupować więcej walut niż kilkadziesiąt milionów euro z piątku, by ograniczyć skalę oczekiwanego przecież przez większość ekonomistów stopniowego umocnienia złotego.

[wyimek][link=http://http://blog.rp.pl/blog/2010/04/09/pawel-czurylo-interwencja-zblizy-zwasnione-strony/]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

Piątkowa decyzja NBP to jednocześnie pierwszy w ostatnim czasie przykład tego, że zarówno banki, jak i resort finansów mogą mieć zbieżne stanowisko w najważniejszych gospodarczych kwestiach. Obie instytucje niedawno zdecydowanie poróżnił zysk banku i linia kredytowa MFW. Interwencję na rynku walutowym poparła też RPP.

Czy to pierwsza jaskółka pożądanej przecież współpracy? Oby. Jeśli inwestorzy, głównie ci spekulujący polską walutą, zobaczą, że po drugiej stronie mają połączone siły centralnego banku i resortu finansów, ich chęć do grania na znaczne umocnienie złotego będzie zapewne zdecydowanie mniejsza. A nawet jeśli złoty ma się jeszcze umocnić, skala tego ruchu może być zdecydowanie mniejsza, niż gdyby NBP i MF wciąż tkwiły w klinczu.