W okolicach tych miast nawet w okresie prosperity trudno byłoby znaleźć alternatywne zajęcie dla załóg tych fabryk, gdyby wtedy stało się nieszczęście. A w kryzysie sytuacja jest nieomal beznadziejna.
Urzędy pracy czeka czas próby. To próba dla całego systemu aktywnego przeciwdziałania bezrobociu. Tym większa, że w ostatnich latach urzędy nie musiały się wysilać, by redukować liczbę osób pozostających bez pracy. Spadała ona bez większego udziału urzędników.
Teraz wszystko się zmieniło. Z urzędów zniknęli pracodawcy za wszelką cenę poszukujący pracowników, pojawili się za to bezrobotni. A pracy nie ma. Nie ma jej także za granicą, więc tym razem emigracja nas nie tylko nie uratuje, ale może dodatkowo pogrążyć. Powracający z saksów także mogą zapukać do urzędów pracy. Wtedy prognozowane na koniec roku 13-procentowe bezrobocie może się okazać przejawem optymizmu. Co gorsza, zwiększona liczba wypłacanych zasiłków zmniejszy środki Funduszu Pracy przeznaczone na aktywizację zawodową i aktywne formy walki z bezrobociem.
Łatwych recept tu nie ma. Dotacje do pensji, roboty publiczne, szkolenia, wspieranie poszukujących pracy poza miejscem zamieszkania, dotacje na zakładanie działalności gospodarczej, unijne pieniądze na szkolenia i rozwój zawodowy – to wszystko brzmi pięknie, pytanie tylko, czy będziemy umieli efektywnie korzystać z tych narzędzi? Czy cały mechanizm nie zardzewiał?
Ogniska bezrobocia będą brutalnym testem. Dla urzędów, związków zawodowych, pracodawców i rządu. Wszyscy zagrożeni utratą pracy zapewne poczuliby się ciut spokojniejsi, gdyby test wypadł pozytywnie.