Znajomych zaskakuje nadzwyczajną pamięcią. – Szczególarz – mówią z respektem. To czasem przekleństwo, kiedy analizuje po latach detale transakcji czy wpadki, ale bywa też miłe, kiedy szef potężnego Impelu pamięta o każdych urodzinach i imieninach nawet dalszych współpracowników.
Od kiedy zatrudnienie (w różnej formie) w Impelu rozrosło się do 40 tys. pracowników, nie może już znać osobiście wszystkich menedżerów. A chciałby. Cierpi więc z tego powodu. Pracoholik. Surowy w ocenie ludzi.
– Jeśli człowieka z rana nie obsztorcuje, to tak jakby prawił komplementy – śmieją się podwładni z centrali wrocławskiej spółki, która jest największą w kraju firmą sprzątającą i liderem w dziedzinie ochrony mienia, liczenia i konwojowania gotówki, obsługującym ponad 3 tys. banków, szpitali, centrów handlowych, biurowców, ważnych obiektów instytucji publicznych.
Firma oferuje usługi security w Londynie, ma spółki sprzątające na Łotwie i Ukrainie, współpracuje z niemieckimi pralniami Perfecty. W tym roku Impel wystartował jako partner włoskiego giganta Autogrill, największego na świecie operatora barów obsługujących podróżnych na autostradach i dworcach.
Kiedy kilka lat temu, po nieoczekiwanej zmianie zasad udzielania państwowych dotacji dla firm zatrudniających niepełnosprawnych, giełdowy Impel przeżył poważne tąpnięcie, a akcje spółki poleciały w dół, Grzegorz Dzik z rady nadzorczej wrócił na stanowisko prezesa, aby wyprowadzić firmę na prostą. Stery trzyma do dziś.