Zgadzam się z tezą, że gospodarka USA najgorszy okres ma już za sobą. Odbudowujące się wskaźniki koniunktury w przemyśle, wzrost wykorzystania mocy produkcyjnych i rosnąca w ujęciu miesięcznym produkcja przemysłowa sugerują, że dno cyklu koniunkturalnego mogło zostać osiągnięte. Niemniej, patrząc na wciąż słabą kondycję sektora gospodarstw domowych, oczekiwania na szybkie odbicie wydają się nie w pełni uzasadnione. Potwierdzają to gorsze od oczekiwań dane o sprzedaży detalicznej i nastrojach konsumentów, które schłodziły optymistów i zweryfikowały oczekiwania co do stóp procentowych w USA.
Wyhamowanie spadku zatrudnienia w USA cieszy, jednak trzeba pamiętać, że od początku obecnej recesji w Stanach pracę w sektorach poza rolnictwem straciło prawie
7 mln osób. To największy spadek zatrudnienia ze wszystkich recesji w USA po 1970 r.
Niższe dochody z pracy w połączeniu ze spadkiem dochodów z kapitału przełożyły się na nienotowany od wielu lat spadek dochodów obywateli, co przy jednoczesnym spadku akcji kredytowej ogranicza możliwości konsumpcyjne Amerykanów. A to właśnie konsumpcja prywatna jest głównym filarem gospodarki USA, choć w ciągu ostatniego roku jej udział w PKB spadł o ponad 7 pkt proc.
Szczególnie istotne jest ograniczenie akcji kredytowej dla gospodarstw domowych, która dotychczas była ważnym źródłem finansowania spożycia. W rezultacie następująca obecnie zmiana zwyczajów konsumpcyjnych Amerykanów ogranicza w krótkim terminie możliwości wzrostu gospodarki. Stopa oszczędności amerykańskich obywateli, która na początku 2008 r. wynosiła nieco ponad 1 proc., wzrosła do ok. 5 proc. i kolejne miesiące powinny przynieść jej dalszą zwyżkę. Dla porównania w Niemczech stopa oszczędności kształtuje się na poziomie 11,7 proc., a w Japonii 12,8 proc.