[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/08/19/niechciany-miliard-szuka-wlascicieli/]Skomentuj na blogu.[/link][/b][/wyimek]

Po pieniądze mogą sięgać ci, którzy zagwarantują nie tylko wysoką wartość inwestycji, ale też odpowiednie zatrudnienie. Wydawałoby się, że w kryzysie trudno o lepszy pomysł na pobudzanie rynku pracy. Pieniądze są, potrzeba tylko kogoś, kto chce je wziąć. Nic bardziej błędnego.

Chętnych nie ma, bo nikt tak naprawdę nie wie, kiedy gospodarka się odbije, więc każda inwestycja obarczona jest ryzykiem. Im większa jej skala, tym większe ryzyko. Zwłaszcza że banki niechętnie i znacznie drożej niż np. dwa lata wcześniej pożyczają pieniądze. A ryzyko to dla nich słowo klucz, od którego zależy przyznanie kredytu.

Paradoks polega na tym, że gdy jest tylko jeden chętny na miliard, to w tym samym programie „Innowacyjna gospodarka” ustawia się kolejka chętnych po dofinansowania na mniejsze projekty. Jest ich tak dużo, że zdecydowano się podwoić dostępny w tym roku prawie miliard złotych. Może więc warto przesunąć pieniądze, których prawie nikt nie chce, tam, gdzie wręcz kłębią się zainteresowani?

Jak zapewniał rząd, to fundusze unijne mają chronić polską gospodarkę przed kryzysem. Tym bardziej warto te pieniądze wydać teraz, gdy są najbardziej potrzebne.