[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/09/tomasz-brzezinski-chciec-w-kryzysie-to-za-malo/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Miały to być sztandarowe prywatyzacje. I nie o prestiż chodzi, a o wielkość spodziewanych przychodów. Pierwsza z nich miała przynieść 1 – 1,5 mld zł, druga 6 – 8 mld zł.
Zdaje się, że na planach się skończy. Inwestorzy wiedząc, że rząd dziurę budżetową chce zasypać 28 mld zł przychodów z prywatyzacji, wykorzystują to, by zbić cenę spółek, które chcą kupić. Pretekst zawsze się znajdzie.
Może to być szalejący po świecie kryzys, który sprawia, że nadal trudno zdobyć finansowanie czy np. zbyt kosztowne umowy społeczne, jakie obowiązują w firmach energetycznych. Przy czym płacić tyle, ile oczekiwałby resort skarbu, nie chcą inwestorzy branżowi, którzy mieli być ostatnią deską ratunku.
Według mnie urzędnicy popełnili ewidentny błąd. Prężąc muskuły, ile to uzyskają ze sprzedaży majątku, nie przygotowali jednocześnie alternatywnych scenariuszy. Doprawdy nie wiem, dlaczego podjęto rozmowy z RWE – chociaż wiadomo było, że nie mając konkurenta, koncern będzie starał się wymusić korzystne warunki – zamiast np. zasygnalizować, że umożliwi się Vattenfalowi objęcie kolejnego pakietu akcji, a część ich sprzeda się na giełdzie.