A miało być tak pięknie... Przekazanie w ręce samorządów spółki PKP Przewozy Regionalne miało być początkiem prawdziwej, służącej pasażerom konkurencji na torach. Jednak bajka trwała krótko – okazało się, że mimo obietnic rządowych wraz ze spółką przeszła część jej starych długów.

Jednocześnie Przewozom Regionalnym odebrano  dochodowe pociągi pośpieszne, co podcięło firmie skrzydła już na starcie. Co więcej, niektóre władze lokalne postanowiły utworzyć własne firmy kolejowe, uznając, że to dla nich lepsze rozwiązanie. Jakby tego było mało, część samorządów regularnie pozwalała sobie na zaległości finansowe wobec Przewozów. Długi spółki – głównie z powodu realizowania nierentownych, acz społecznie potrzebnych i dlatego dotowanych połączeń – rosły, tak że pod koniec ubiegłego roku firma zastanawiała się nad ogłoszeniem bankructwa.

Ale PKP Przewozy Regionalne nie chciały wisieć wyłącznie na pasku samorządów. Firma wymyśliła tanie przewozy międzyregionalne, konkurencyjne wobec InterCity, które bardzo spodobały się podróżnym.  W 2009 r. InterRegio przewiozły 2 mln osób, w I kwartale 2010 r. już 4,5 mln. Tyle że tym samym nadepnęły na odcisk państwowej PKP InterCity, która sama boryka się z kłopotami, a zapowiedzi jej rychłego debiutu giełdowego chyba można na razie włożyć między bajki. Stąd blisko było już do zaciekłej walki o pasażerów, puszczania konkurencyjnych pociągów na te same trasy, sztucznie podsycanego zamieszania z biletami... To się nie mogło dobrze skończyć. I nie należy się spodziewać, że decyzja zarządcy torów o solidarnym ukaraniu obu spółek za długi cokolwiek tu zmieni.

Polskim kolejom po latach transformacji nadal należy się solidna kuracja. Pasażerowie muszą mieć zaufanie do kolei, by ta znów zaczęła zyskiwać na znaczeniu. Na razie są z tym poważne problemy.