Ale wypowiedzi prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki zmieniły obraz sytuacji: przewodniczący RPP wskazał bardzo wyraźnie na zbliżający się moment rozpoczęcia serii podwyżek stóp. Argumentami za takim działaniem mają być m.in. rosnąca inflacja i utrzymujące się ożywienie w polskiej gospodarce. Potwierdzeniem tego są zresztą wczorajsze dane GUS (inflacja) i NBP (rosnący silnie import).
Jeśli więc w przyszłym tygodniu rada zdecyduje się podwyższyć stopy, wyprzedzi władze Europejskiego Banku Centralnego, które wciąż uznają, że europejska gospodarka potrzebuje taniego kredytu.
Gdy RPP podniesie główną stopę NBP, będzie to pierwsza jej podwyżka od połowy 2008 r. Zresztą pierwsza dokonana przez radę w obecnym składzie i z nowym prezesem banku centralnego. Rada w ten sposób dołączyłaby do wielu banków centralnych na świecie, które w obliczu pokryzysowego ożywienia zaczęły zaostrzać swoją politykę.
Prezes NBP sugerował ostatnio, że podwyżki stóp pomogłyby też polskiej walucie. Tu efekt został już zresztą częściowo osiągnięty, euro kosztuje poniżej 3,9 zł, a największe banki inwestycyjne sugerują wręcz, że w ciągu roku może to być już tylko 3,55 zł. Pytanie więc, czy większość członków rady nie uzna, że ta słowna interwencja wystarczy, a za mocny złoty zaszkodzi eksporterom i polskiej gospodarce?