W świecie coraz modniejsze stają się ustawowe regulacje dotyczące kobiet w biznesie. W Norwegii już są. Jerzy Buzek i Vivien Reding zapowiadają, że wkrótce mogą się pojawić w krajach UE.
Moim zdaniem są one niepotrzebne. Która inteligentna, mądra, profesjonalna kobieta chciałaby usłyszeć, że zrobiła karierę tylko przez parytet? Tak jak teraz niektóre słyszą, że swój status zawdzięczają sypialni. A to jest najbardziej obraźliwa rzecz dla kobiety. Wartością powinno być to, że kobieta jest, gdzie jest, bo jest mądrą babką, a nie dlatego, że była łapanka na kwoty.
Ale wiele kobiet nie robi kariery, bo stawiają na rodzinę...
To jest ich wybór i nie zmieni się tego żadną ustawą. Poza tym nie każdego stać na niańkę, nie każdy ma dziadków w pełni formy i ma co zrobić z dziećmi. Wybór: robię karierę albo zajmuję się rodziną, jest bardzo trudny. Dopiero teraz mamy ustawę żłobkową – jakieś rozwiązania, które pomogą kobietom wyjść z domu. Ale otwierając drzwi parytetami, nagle nie ruszy przez nie całe stado świetnych, chcących robić karierę kobiet. Takich będzie kilka. A będą też takie, z których wytrawni gracze polityczni zrobią popychadła. I to będzie najgorsza konsekwencja kwot.
Krótka ławka pięknej płci?
Znam wiele kobiet, które mogłyby zajść wyżej, niż są w tej chwili. Im, ale także innym świetnie wykształconym, na przykład w świecie finansów, gdzie panowie trzymają się razem, a kobieta jest właściwie wrogiem, parytety mogłyby pomóc. Ale 30 – 40 proc. w krótkim okresie...? Szybko nas tyle nie będzie, bo łowienie, a potem szlifowanie talentów trwa.