To znaczy, że diabeł kryzysu nie taki straszny, jak go malują? Dopiero głębsza analiza statystyk i księgowych annałów samorządów pokazuje, że na cudownym, bo wirtualnym rozmnożeniu dochodów podatkowych mieszkańcy gmin raczej tracą, niż zyskują. Okazuje się bowiem, że wskaźnik zamożności w samorządach podskoczył jedynie dlatego, że... gminy same sobie zapłaciły wyższy podatek. Ot, taka księgowa sztuczka.

Podobnych cudownych zjawisk mamy ostatnio w Polsce więcej. Europejska gospodarka coraz wyraźniej się kurczy, kolejne kraje wpadają w recesję. A my? Wciąż słyszymy, że polski rząd jako jeden z nielicznych poradził sobie z kryzysem, mimo że jego końca na razie nie widać. Cud. Polskim firmom brakuje pieniędzy na większe inwestycje? Rząd zapowiada, że znajdzie dodatkowe dziesiątki miliardów, mimo że przyszłoroczny budżet już jest oparty na zbyt optymistycznych wskaźnikach. W dodatku zrobimy to w taki sposób, żeby nie powiększać publicznego zadłużenia. Kolejny cud. Mimo coraz gorszych doniesień z przemysłu i rynku pracy – inwestorzy z całego świata wciąż kupują polskie obligacje i nie uciekają od złotego. Jeszcze jeden cud. Polacy boją się utraty pracy? Premier wysyła na dłuższy urlop rodzicielski, licząc na... cud?

Prawdą jest, że władze nie są od tego, żeby pisać czarne scenariusze i straszyć obywateli gospodarczą apokalipsą. Ale są od tego, żeby proponować i wprowadzać rozwiązania, które pomogą gminom, przedsiębiorcom, pracownikom przetrwać trudny czas. Konkretne, a nie takie, które dobrze wyglądają tylko na papierze.