Już na etapie dyskusji o projekcie tegorocznego budżetu trudno było się oprzeć refleksji, że konserwatywne ponoć założenia dotyczące podstawowych agregatów makroekonomicznych były dość luźno skorelowane z wyśrubowaną prognozą dochodów podatkowych. Później przyszła realizacja budżetu. I stało się. Od marca dochody z tytułu VAT były już mniejsze niż przed rokiem. Potem zaczęły się jeszcze kłopoty z wpływami z CIT i akcyzy. Widzieliśmy to i ostrzegaliśmy.
Po dziewięciu miesiącach dochody ogółem są wyższe niż przed rokiem o 4,3 proc. (według ustawy budżetowej powinny wzrosnąć o 5,6 proc.), a wpływy podatkowe zwiększyły się odpowiednio o 2,7 proc. (ustawa zakładała wzrost o 8,2 proc.).
Wpływy z najważniejszego dla budżetu państwa podatku VAT zmniejszyły się odpowiednio o 1,7 proc., gdy plan przewidywał wzrost aż o 9,4 proc. Sporą rozbieżność pomiędzy prognozą a faktyczną realizacją odnotowano także w przypadku podatków akcyzowych: plan zakładał wzrost o 8 proc., faktyczne wpływy były o 4,6 proc. większe niż przed rokiem.
Lepsza sytuacja była w podatkach dochodowych. Wpływy z CIT zwiększyły się o 11 proc. (plan 7,1 proc.). Był to skutek pomyślnego dla przedsiębiorstw roku 2011, co dało budżetowi wyjątkowo duże wpływy z ostatecznego rozliczenia roku podatkowego w kwietniu. Po kwietniu sytuacja się już jednak zmieniła. Nie trzeba nawet dodawać, w jakim kierunku: w trzecim kwartale wpływy były mniejsze o 5,8 proc. w porównaniu z III kwartałem ubiegłego roku.
Trudno o poprawę w IV kwartale
Sukces dotyczy na razie jednej tylko kategorii: dochodów podatkowych z PIT. Były one po dziewięciu miesiącach większe o 6,2 proc. niż przed rokiem (plan 5,6 proc.). W III kwartale dynamika wpływów przyspieszyła do 7,6 proc.