Mamy mocniejsze niż w poprzednich latach postanowienie, że potraktujemy je rozsądnie i uważniej będziemy wydawać pieniądze na świąteczne zakupy. Przeciętnie ma być to w rodzinie niespełna 1300 zł. Jedną trzecią przeznaczymy na prezenty, a nieco więcej na jedzenie. Rok temu planowaliśmy, że będzie to 1900 zł, ale ostatecznie poskromiliśmy nasze zakupowe i świąteczne apetyty (albo możliwości) i z portmonetki (lub z konta) zniknęło przeciętnie 1150 zł. Jak będzie naprawdę w tym roku, nie wiadomo.
Po pierwsze, spora część z nas zapowiada, że przymierza się do prezentowych zakupów już teraz, w listopadzie, i zamierza śledzić promocje oraz przeceny i w ten sposób zaoszczędzić. Po drugie, chcemy kupować prezenty bardziej użyteczne. Dla wielu osób (40 proc. pytanych) najbardziej użytecznym prezentem jest zaś gotówka. Po trzecie, większość z nas zapowiada, że się nie zadłuży. O kredycie czy pożyczce u znajomych myśli co dwudziesta zapytana osoba. To też powinna być gwarancja, że nie porwie nas zakupowe szaleństwo.
Jednak jest jedna mała rysa. Wciąż dla sporej części z nas (ok. 41 proc. pytanych) wymarzonym prezentem jest książka. I to marzenie byłoby równie cenne jak chęć oszczędzania w czasach spowolnienia, gdyby nie to, że przeciętnie ani jednej książki nie czyta w ciągu roku 56 proc. Polaków. A w badaniach Biblioteki Narodowej osoby intensywnie czytające to takie, które przeczytały więcej niż siedem książek. Oby nasza determinacja oszczędzania (albo determinacja do niezadłużania się) była bardziej intensywna niż czytelnictwo.