Gdyby funduszy nie było, gdyby wygenerowane w ten sposób oszczędności nie pracowały w gospodarce, mielibyśmy niższy wzrost gospodarczy (w 2012 r. o 0,7 proc.), wyższą stopę bezrobocia (w 2012 r. o 2,21 pkt. proc. według BAEL), niższy popyt krajowy, inwestycje itp. Inaczej mówiąc, pieniądze gromadzone w OFE działają jako symulator gospodarki, dając jej jeszcze większego kopa.

Co ciekawe, autorzy badania wskazują także, że gdyby II filar w obecnej formie nie istniał, to finanse publiczne byłyby rzeczywiście w lepszym stanie – niższe niż obecnie byłyby deficyt i dług. Niemniej jednak nadal deficyt w okresie kryzysu finansowego (lata 2009–2012) przekraczałby, i to znacznie, 3 proc. w stosunku do wartości nominalnego PKB (która byłaby niższa), a relacja długu publicznego w latach 2011–2012 mogłaby przekroczyć 50 proc. PKB (czyli tzw. I próg ostrożnościowy).

Tezy przedstawione przez ekonomistów zapewne staną się teraz tematem ciekawej dyskusji. Można się w niej spodziewać także skrajnych kontrargumentów negujących całą przyjętą metodologię i otrzymane wyniki. Niezależnie jednak od tego najcenniejszą wartością nowych badań może być zwrócenie uwagi rządzących na rolę OFE w gospodarce znacznie szerszą niż tylko jako „generatora" długu publicznego.

Może zamiast zajadłych ataków na fundusze należałoby zastanowić się nad jeszcze większą efektywnością ich inwestycji? Tak skonstruować otoczenie prawne, by OFE mogły bardziej zaangażować się w finansowanie takich przedsięwzięć, które w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju gospodarczego, np. infrastrukturalnych. I wykorzystać niezwykłą moc systemu, który umożliwia przekształcenie długu w... rozwój.