Jest wreszcie szansa na wspólną politykę energetyczną

Powszechne jest narzekanie na kryzys trawiący Unię Europejską. Najbardziej zagorzali krytycy przewidują jej rychły rozpad lub przynajmniej likwidację wspólnej waluty. Krytycy bardziej umiarkowani mówią raczej o wyczerpywaniu się dotychczasowych impulsów wzrostu, rosnącej tendencji do separatyzmu i braku zdolności podejmowania decyzji mogących przyśpieszyć rozwój.

Publikacja: 03.04.2014 08:05

Jest wreszcie szansa na wspólną politykę energetyczną

Foto: Fotorzepa, Karol Zienkiewicz

Z tą łagodniejszą formą krytyki trudno się nie zgodzić. Podstawowe korzyści ze Wspólnoty to swobodny przepływ osób, towarów, usług i kapitału. Ale korzyści te stały się standardem w całym zachodnim świecie. Nie ma tu wielkiej różnicy między krajami Unii a Norwegią, Szwajcarią czy Islandią.

Natomiast podejmowanie decyzji korzystnych dla Unii jako całości wymaga albo stworzenia ponadpaństwowej struktury decyzyjnej (na co się nie zanosi i długo jeszcze zanosić nie będzie), albo opierania przez państwa ich polityki na wartościach tak silnych, że warto dla nich zrezygnować z części własnych korzyści. O to drugie też jednak trudno.

Wydawało się, że wkroczyliśmy, przynajmniej w świecie szeroko rozumianej cywilizacji europejskiej, w czas bez wielkich konfliktów, bez żądań zmiany granic i niebezpieczeństwa wojny. W tej sytuacji jakieś niepewne korzyści w przyszłości musiały przegrywać z ryzykiem straty bieżącej. Członkowie Unii ciągnęli czerwone sukno każdy w swoją stronę, nie powstrzymując się przy tym (vide państwa dotknięte kryzysem fiskalnym) od omijania przyjętych reguł i fałszowania informacji.

Bardzo możliwe, że jesteśmy w przededniu zmiany tego egoistycznego pojmowania wspólnej polityki. Zawdzięczamy to Putinowi. Jego interwencja na Krymie i agresywna polityka wobec Ukrainy (Mołdawii, Gruzji, Łotwy...) uświadomiła wszystkim, że Europa nie jest domem raz na zawsze wygodnie urządzonym. Sprawiła także, że kraje Unii w zasadniczej kwestii potrafiły zdobyć się na wspólne potępienie i nawet – skromne, bo skromne, ale jednak – wspólne działanie.

Jest więc szansa na wykonanie następnego milowego kroku. Chodzi o wprowadzenie wspólnej polityki energetycznej, która czyniłaby Unię Europejską odporną na naciski ze strony Rosji. Bardzo się cieszę, że to Polska wyszła z inicjatywą takiej europejskiej unii energetycznej. Mam nadzieję, że spotka się ona z poparciem większości członków Wspólnoty i że nie będzie protestów o sile votum separatum. Żadnej ze stron nie grożą bowiem niewyobrażalne straty, a państwa uzależnione od rosyjskiego eksportu mogą odnieść wymierne korzyści.

Dlatego trzeba gorąco popierać: budowę mechanizmu solidarności na wypadek przerwania dostaw gazu; zwiększenie finansowania instalacji umożliwiających solidarność energetyczną; politykę wspólnych zakupów energii; rehabilitację węgla jako pełnoprawnego źródła energii; poszukiwania gazu łupkowego; negocjacje w sprawie szybkiego importu gazu skroplonego, zwłaszcza z USA.

Nie są to propozycje nowe. Są zgłaszane od ładnych paru lat. Do tej pory rozbijały się jednak o różnice w partykularnych interesach. Skutecznie zagłuszało je też hałaśliwe lobby ekologiczno-klimatyczne. Teraz te antyenergetyczne racje w zestawieniu z ujawnionym w ostatnim czasie niebezpieczeństwem mają dużo mniejszą siłę przebicia. Dlatego dziś optymizm dotyczący wspólnej polityki energetycznej może być większy. Europa ma szansę pokazać, że jest rzeczywistą wspólnotą, a nie tylko klubem towarzyskim polityków, świetnym miejscem pracy dla administracji i funduszem emerytalnym dla upadłych europosłów.

Z tą łagodniejszą formą krytyki trudno się nie zgodzić. Podstawowe korzyści ze Wspólnoty to swobodny przepływ osób, towarów, usług i kapitału. Ale korzyści te stały się standardem w całym zachodnim świecie. Nie ma tu wielkiej różnicy między krajami Unii a Norwegią, Szwajcarią czy Islandią.

Natomiast podejmowanie decyzji korzystnych dla Unii jako całości wymaga albo stworzenia ponadpaństwowej struktury decyzyjnej (na co się nie zanosi i długo jeszcze zanosić nie będzie), albo opierania przez państwa ich polityki na wartościach tak silnych, że warto dla nich zrezygnować z części własnych korzyści. O to drugie też jednak trudno.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację