Najczęściej mówią o kryzysie strefy euro, jej niejasnym ostatecznym kształcie instytucjonalnym, twierdzą też, że elastyczny kurs złotego uratował nas przed kryzysem po 2008 r. Słowem, że złoty pokazał swoją siłę, osłabiając się ?o 44 proc. między latem 2008 a wiosną 2009 r.
Można dyskutować, czy na to, że Polska suchą stopą przeszła przez kryzys, większy wpływ miało osłabienie kursu czy eksplozja wydatków państwa, za którą przyszło nam zapłacić sekwestrem oszczędności w OFE. Niemniej faktem jest, że w czasach zawirowań waluta narodowa może być poduszką amortyzującą wyboje, w jakie wpada gospodarka.
W razie załamania w kraju odpływ kapitału za granicę niemal natychmiast zbija notowania krajowego pieniądza. To obniża koszty pracy, a w efekcie także liczone w dolarach czy euro koszty krajowej produkcji. Można ją więc taniej zaoferować zagranicznym kontrahentom. Słowem ?– gospodarka odzyskuje konkurencyjność. „Zaletą" tego procesu jest to, że smutna operacja obniżenia dochodów obywateli odbywa się automatycznie.?I nie da się jej powstrzymać strajkami.
W krajach, które przystąpiły do strefy euro lub związały z nią swój pieniądz, tego mechanizmu zabrakło. By przywrócić konkurencyjność gospodarce i stabilność finansom państwa, musiały więc one o ponad 20 proc. ciąć pensje w sektorze publicznym – tak jak Łotwa (tzw. wewnętrzna dewaluacja), lub przeprowadzić kosztowną dla obywateli i wierzycieli operację ratunkową – jak Grecja.