Bilans gospodarczy narodzonej 107 lat temu II Rzeczypospolitej jest od dziesięcioleci przedmiotem sporu. Rzadko kiedy miał on charakter merytoryczny i oparty na faktach, zawsze dominowała w nim bieżąca polityka. Dla władz komunistycznych „obszarniczo-burżuazyjna Polska” była chłopcem do bicia. W kółko powtarzano oceny na temat zacofania, biedy większości społeczeństwa, archaicznej struktury gospodarczej z przeważającą rolą rolnictwa, a wreszcie fatalnej polityki gospodarczej, która cementowała te wszystkie słabości.
Naturalną reakcją na nieustający propagandowy atak stała się heroiczna obrona: skoro komuniści ją atakowali, a wiadomo, że zawsze kłamali, więc międzywojenna gospodarka musiała być znakomita. Budowa Gdyni, inwestycje zrealizowane w ramach COP, mocny złoty stały w jaskrawej sprzeczności z przekazem o ubóstwie i zacofaniu kraju. Zaczął kształtować się mit na temat wspaniałego sukcesu gospodarczego II Rzeczypospolitej.
Jak to wyglądało w rzeczywistości? Polska, w międzywojennych granicach, rzeczywiście była krajem słabo rozwiniętym. W 1938 r. poziom PKB na głowę mieszkańca wynosił zaledwie 4,3 tys. dol. (przy obecnej sile nabywczej dolara). Było to nie tylko 13 razy mniej niż obecnie, ale – co gorsza – mniej niż w całej ówczesnej Europie poza krajami bałkańskimi (zbliżony poziom dochodu był w krajach iberyjskich). Dodatkowym problemem było ogromne zróżnicowanie: PKB na głowę mieszkańca wschodniej części kraju był o połowę niższy, niż w części zachodniej; rzeczywiście dominowało tam rolnictwo. Brak odwagi w zakresie radykalnych reform (w tym zwłaszcza rolnej) i nieszczęśliwa polityka „mocnego złotego” prowadzona w czasie Wielkiego Kryzysu spowodowały, że dystans wobec rywali w ciągu dwudziestolecia wzrósł, zamiast zmaleć. Żeby zaś sprawy pogorszyć, II RP była sceną nieustającej, brutalnej walki politycznej, której ofiarą padła polska demokracja.
Były oczywiście i sukcesy, takie jak Gdynia i rozwój, środkami państwowymi, fabryk COP. Ale ponieważ kierującemu planem budowy COP Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu nie udało się nakłonić do inwestycji prywatnego kapitału, uzyskane efekty były bardzo skromne. Polska nie zdołała wejść na drogę industrializacji i przyspieszonego rozwoju. W rezultacie tego, kiedy w 1939 r. stanęła oko w oko z dysponującymi sześciokrotnie większym PKB i jedenastokrotnie większym przemysłem Niemcami, nie miała żadnych szans na nawiązanie równorzędnej walki (wbrew bzdurom, które można dziś czasem usłyszeć).
Warto sformułować kilka wniosków, które mogą przydać się współczesnej Polsce. Po pierwsze, wszelkie opowieści o mocarstwowości, przewodzeniu regionowi i posiadaniu wystarczających sił dla odparcia wrogów mają sens tylko wtedy, kiedy stoi za nimi siła gospodarcza. Po drugie, budowie takiej siły służą odpowiednio radykalne reformy i spójna polityka rozwojowa, którą trzeba umieć konsekwentnie prowadzić ponad podziałami politycznymi. Po trzecie, istota programu modernizacji nie polega na realizacji jednego wielkiego projektu infrastrukturalnego, czy na przekopaniu (Bóg jeden wie po co) jakiejś mierzei, ale na stworzeniu warunków dla uruchomienia wielkich inwestycji prywatnych, systematycznie podnoszących poziom technologiczny gospodarki.