Resort uzupełnił ją o leki stosowane u pacjentów po przeszczepach, w leczeniu astmy oskrzelowej dzieci, łagodzeniu bólu przy chorobach nowotworowych i paski do glukometrów.

Na listę, która obowiązuje już od 1 stycznia, nerwowo oczekiwali aptekarze i sami pacjenci. Jej pojawienie się w ostatniej chwili stanowi duże wyzwanie dla właścicieli aptek. - Wciąż nie mam aktualizacji systemu informatycznego, który pozwoli mi sprzedawać leki w nowych cenach - denerwował się w piątek wieczorem aptekarz z Warszawy. - Ministerstwo Zdrowia decyduje za mnie, że spędzę w pracy Nowy Rok, dostosowując ceny do ustalonych na podstawie nowej ustawy refundacyjnej.

Takie opóźnienie może mieć konsekwencje dla pacjentów. Na portalach społecznościowych aptekarze zastanawiają się, czy 2 stycznia nie zamknąć aptek i nie wyjechać na urlop. Zwłaszcza że zdecydowana większość z nich wciąż nie ma umów z NFZ na sprzedaż leków refundowanych. Zapowiadają też, że nie będą realizować nieprawidłowo wypełnionych przez lekarzy recept - a do takiej formy protestu zachęcają tych ostatnich związki zawodowe.

Naczelna Izba Lekarska w grudniu zawiesiła na dwa miesiące protest w sprawie wypełniania recept, ale potem zwołała posiedzenie NIL w najszybszym możliwym terminie w styczniu. W połowie stycznia spotka się też Naczelna Rada Aptekarska i może zdecydować o wymówieniu umów z NFZ zawartych przez farmaceutów (gdy ci je w końcu podpiszą). Oba środowiska nie chcą się zgodzić na kary za błędy na receptach.

Kryzysowi lekowemu poświęcone było też piątkowe posiedzenie Sejmowej Komisji Zdrowia. Bolesław Piecha (PiS) pytał, dlaczego tak późno zdecydowano się wprowadzić zmiany na liście refundacyjnej. Minister Bartosz Arłukowicz odpowiadał: - Pan mnie pyta o intencje wprowadzenia do refundacji leków dla chorych na raka? Wydaje mi się, że tego tłumaczyć nie trzeba. Wymijająco odpowiadał też na inne pytania. Zapowiadał, że to nie koniec zmian na liście. - Negocjacje z koncernami farmaceutycznymi będą nadal prowadzone. W 2012 r. na listę trafią kolejne leki - mówił.