NFZ: Wśród lekarzy rośnie protest

Nie możemy pozwolić, aby NFZ nakładał na nas drakońskie kary za wykonywanie swoich obowiązków zgodnie z najlepszą wiedzą – tłumaczy wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł w rozmowie z Katarzyną Nowosielską

Publikacja: 02.07.2012 10:05

Red

Rz: Panie prezesie, nie doszliście w ostatni piątek do porozumienia z NFZ. Wczoraj zatem zaczął się protest lekarzy. Co mają zrobić pacjenci, którzy obawiają się, że nie dostaną w gabinecie zniżki na leki i będą musieli wydawać bajońskie sumy?

Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej:

Protest polega na tym, że lekarze wypisują tylko recepty na leki pełnopłatne. Bez refundacji. Chorzy mogą czuć się zdezorientowani. Mam nadzieję jednak, że protest potrwa nie dłużej niż kilka dni. Jeden ruch NFZ odblokuje wszystko. Do tego czasu radziłem swoim pacjentom, aby przychodzili po recepty na zapas i wystawiałem im recepty na leki na trzy miesiące. Mam także nadzieję, że w obecnej, kryzysowej sytuacji stosowne decyzje podejmą także politycy, którzy fundusz nadzorują.

Jaki zasięg może mieć protest?

Biorą w nim udział lekarze i lekarze dentyści prowadzący prywatne gabinety, którzy do końca czerwca nie podpisali z NFZ umów uprawniających do wystawiania recept ze zniżką. Naczelna Rada Lekarska rekomenduje jednak, żeby do protestu przyłączyli się wszyscy lekarze, również ci, którzy pracują w placówkach mających podpisany z NFZ kontrakt na udzielanie świadczeń zdrowotnych. Także dla tej grupy lekarzy pracujących w systemie publicznym trzeba zmienić zasady wystawiania recept. Oni w kontraktach również mają zapisy o karach podobne do tych, które narzuca się lekarzom prywatnym. Wynikają one z rozporządzenia w sprawie ogólnych warunków umów na świadczenia zdrowotne. Minister zdrowia powinien je także jak najszybciej zmienić, aby poprawić sytuację lekarzy działających w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.

Ministerstwo twierdzi, że skala protestu nie będzie duża, bo zaledwie kilka procent recept refundowanych pochodzi z prywatnych gabinetów?

To nie jest mniejszość i nie należy jej lekceważyć. Prywatnie do lekarzy chodzi 30 – 40 proc. pacjentów. Oczywiście, że większość recept lekarze wystawiają w podstawowej opiece zdrowotnej. Ale dostęp do publicznej służby zdrowia jest ograniczony i pacjenci często chodzą się leczyć prywatnie, a to nie jest margines. W dodatku często są to najciężej chorzy, mający kłopoty z dostaniem się do odpowiedniego specjalisty.

Porozumienie Pracodawców Ochrony Zdrowia zarzuca wam jednak, że działacie na szkodę lekarzy, bo zalecając lekarzom mającym kontrakty wystawianie recept na 100 proc., zachęcacie ich do łamania prawa i narażacie na to, że NFZ zerwie z nimi kontrakt.

Lekarzy i lekarzy dentystów jest w Polsce 150 tys. Zawsze jest grupa, która może mieć odrębne zdanie. Środowisko lekarskie zrzeszone w różnych organizacjach wyczerpało inne formy negocjacji z NFZ. Wydawało się, że po proteście pieczątkowym sprawa będzie szybko zamknięta. Okazało się, że nie, więc oburzenie lekarzy i gotowość do podjęcia bardziej aktywnego protestu rośnie.

Nie boicie się, że NFZ zerwie umowy?

Wszyscy się boją. Prowadzę prywatną przychodnię i nie podpisałem umowy. Nie mogę zatem przepisywać leków ze zniżką. Nie wiem, czy pacjenci do mnie przyjdą. Lekarz pracujący na etacie może się bać, że pracodawca wyrzuci go z pracy, a ten, który ma kontrakt z NFZ, obawia się o jego zerwanie. Nie wyczekiwaliśmy do ostatnich dni czerwca, aby zrobić awanturę, ale alarmowaliśmy, od kiedy pojawiło się zarządzenie prezesa NFZ, czyli od kwietnia.

Lekarze żądają więc, by z umów znikły trzy zapisy o sankcjach: za wystawienie recepty osobie nieuprawnionej, za wystawienie recepty ze zniżką, gdy było to nieudokumentowane względami medycznymi, i za wypisanie recepty niezgodnie z listą refundacyjną?

To oczywiste, że te zapisy muszą zniknąć. Najlepiej byłoby, gdyby stało się to przed 1 lipca lub jutro i nikt nie musiał protestować. Wobec licznych wcześniejszych ustaleń wysłanie aneksów do umów w obecnej wersji było prowokacją w stosunku do środowiska lekarskiego. Jako lekarz prowadzący prywatny gabinet z radością podpisałbym poprawioną umowę szanującą moją osobę, a nie straszącą drakońskimi karami za działanie zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą i sumieniem. A że to nie tylko strachy, przekonało się wielu lekarzy ukaranych przez NFZ już na podstawie „łagodniejszych" umów, które obowiązywały dotychczas. Nie przemy do konfliktu. W umowach, które obowiązywały jeszcze do końca czerwca, także były zapisy o karach. Rekordzista, ortopeda, zapłacił już wtedy 800 tys. zł funduszowi i to świadczy o nastawieniu, z jakim NFZ narzucił nowe, jeszcze bardziej restrykcyjne zapisy.

Prezes Pachciarz podkreślała ostatnio, że i tak przestawiła lekarzom ostatnio umowę w kompromisowej wersji. Prawnicy NFZ mówią jednak, że kontrola musi być, a fundusz dojdzie swoich należności na podstawie kodeksu cywilnego?

Lekarze nie są bezkarni. Jeśli ktoś popełnia przestępstwo, np. wystawiając recepty na leki refundowane dla nieistniejącej osoby tylko po to, aby odebrać refundację i podzielić się z aptekarzem zyskiem, to oczywiście, powinien zostać ukarany. Jeśli narazi kogokolwiek (także NFZ) na szkodę, na drodze postępowania cywilnego musi ją naprawić. Lekarz podlega także odpowiedzialności pracowniczej, jeżeli jest pracownikiem, oraz odpowiedzialności zawodowej. Ale kary przewidziane w narzucanych przez NFZ umowach są absurdalne i drakońskie. Budzą niepokój, bo nie jest trudno np. pomylić się, wpisując numer PESEL pacjenta, zwłaszcza jeśli podczas wizyty podaje go z głowy. I mimo że aptekarz może poprawić PESEL na dokumencie, robiąc odpowiednią adnotację, to jeśli do apteki przyjdzie kontroler NFZ i zobaczy taką receptę, to na lekarza zostanie nałożona kara 200 zł. Lekarz powinien skupić się na swoich obowiązkach zawodowych, tzn. diagnozowaniu i leczeniu. Oczywiście także inne obowiązki powinien wykonywać najlepiej jak może, ale nie powinno to polegać na sprawdzaniu np., czy recepta ma odpowiednią szerokość w milimetrach.

Czy do gabinetów lekarskich w obawie przed protestem w czerwcu przychodziło więcej pacjentów?

Dużo więcej. Chorzy czują zagrożenie. Trzeba jednak zaznaczyć, że ustawa refundacyjna spowodowała, iż bardzo wiele recept wystawiamy już i tak na 100 proc. z innych przyczyn. Według tej ustawy pacjentom nie należy się refundacja, jeśli ich schorzenie „nie pasuje" do wskazań rejestracyjnych (zawartych w tzw. charakterystyce produktu leczniczego). Czyli lekarz może przepisać lek ze zniżką pacjentowi tylko we wskazaniach, które podczas rejestracji wskazał producent leku. W innych schorzeniach nie należy mu się refundacja. Dotyczy to np. antybiotyków. W większości wypadków przepisać je ze zniżką lekarz może tylko, gdy ma wynik posiewu od chorego. W większości ostrych chorób nie jest to możliwe. Jeśli pacjent ma anginę czy zapalenie płuc, antybiotykoterapię trzeba rozpocząć natychmiast. Wówczas pacjent nie ma prawa do zniżki.

Ile wobec tego czasu lekarz poświęca w gabinecie na badanie pacjenta, a ile na wystawianie recept?

Mimo że sam prowadzę dokumentację medyczną w postaci elektronicznej i często program daje mi wskazówki podczas wypisywania recept, to czas na wystawienie dokumentu ciągle się wydłuża. Ze swojej praktyki widzę, że jest to kilka minut więcej patrzenia w komputer, a jednocześnie kilka minut mniej uwagi skupionej na pacjencie. To spowodowała ustawa refundacyjna. W dodatku listy leków refundowanych zmieniają się co dwa miesiące. Jeszcze gorzej bywa podczas wizyty domowej, gdzie jest np. gorszy dostęp do Internetu. Efekt jest taki, że często lekarz, nie mając pewności, czy pacjentowi należy się zniżka, wypisuje leki na 100 proc.

Żałuje pan, że nie został prezesem NFZ?

Mam co robić. Kandydowałem, bo chciałem się zmierzyć z nowym wyzwaniem. Nadal uważam, że mam do tego potrzebne wykształcenie i kompetencje. Od kilkunastu lat angażuję się w reformowanie ochrony zdrowia. Może jestem naiwny, ale wyobrażałem sobie, że sprawując tę funkcję, zrobię coś dobrego dla Polski.

Czy Agnieszka Pachciarz będzie dobrym prezesem?

Krótko znam nową panią prezes. W Ministerstwie Zdrowia pojawiła się niecałe trzy miesiące temu, ale sprawia wrażenie osoby kompetentnej i ma doświadczenie w zarządzaniu ochroną zdrowia. Czekają ją duże wyzwania. Z perspektywy pierwszych dni urzędowania nowej pani prezes sądzę, że dla dobra polskich ubezpieczonych konflikt z lekarzami można było rozwiązać znacznie spokojniej i bez wchodzenia w niepotrzebne zwarcie, skutkujące godnym pożałowania niepokojem chorych.

Czego oczekuje od nowego prezesa środowisko lekarskie?

Najpilniejszą obecnie sprawą jest rozwiązanie problemu umów na wystawianie recept na leki refundowane. Nie tylko lekarze, ale także środowiska prawników, naukowców w osobie konsultantów krajowych, rzecznik praw obywatelskich czy sam minister zdrowia skrytykowali wzory umów na wystawianie recept narzucone przez byłego już prezesa Jacka Paszkiewicza. Dziwię się zatem, że ten kryzys nie został jeszcze zażegnany. Wystarczyłaby jedna decyzja polityczna pełniącego obowiązki prezesa NFZ o usunięciu szkodliwych zapisów z umów. Wystarczyłaby jedna decyzja o usunięciu szkodliwych zapisów z umów i wszystko wróciłoby do normy.

A co powinien zrobić nowy prezes NFZ, aby pacjentom i lekarzom działo się lepiej?

NFZ powinien być wykonawcą przepisów i płatnikiem. Tymczasem teraz niestety przeregulowuje np. przepisy rozporządzeń ministerialnych, tworząc ich własne interpretacje. Wkracza nawet do medycyny, próbując narzucać lekarzom, jak mają leczyć, co jest bardzo niebezpieczną tendencją. Pacjenci co jakiś czas dowiadują się, że z powodu takich czy innych działań NFZ będą mieli kłopoty z dostępem do leczenia. Także przez świadczeniodawców fundusz jest często postrzegany jako wróg, który podejrzewa wszystkich o malwersacje. Co więcej, nawet na linii Ministerstwo Zdrowia – NFZ relacje często bywały napięte. W interesie pacjentów leży, aby lekarze mieli jak największą autonomię. Dziś znaczną część swojej aktywności zawodowej muszą wykonywać, uważając na kontrakt. Wybierają pod niego specjalizację, określają pod niego rozpoznania u chorych, kusi ich, aby leczyć tak, jak chce NFZ. To wszystko powinno się zmienić.

Konstanty Radziwiłł w latach 2001 – 2010 pełnił funkcję prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Jest prezydentem Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich od 2010. Prowadzi własną praktykę lekarską w Warszawie, specjalizuje się w medycynie ogólnej i rodzinnej.

Rz: Panie prezesie, nie doszliście w ostatni piątek do porozumienia z NFZ. Wczoraj zatem zaczął się protest lekarzy. Co mają zrobić pacjenci, którzy obawiają się, że nie dostaną w gabinecie zniżki na leki i będą musieli wydawać bajońskie sumy?

Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej:

Pozostało 97% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara