Radiolodzy, patomorfolodzy, fizjoterapeuci, histopatolodzy, pracownicy prosektoriów i zakładów medycyny sądowej – to grupy zawodowe, które już za trzy miesiące będzie obowiązywał dłuży czas pracy. Wynika to z art. 214 ustawy o działalności leczniczej. Stanowi on, że ci pracownicy medyczni będą świadczyć usługi w szpitalach tak jak pozostały personel medyczny, czyli lekarze, pielęgniarki czy diagności laboratoryjni. Co to oznacza? Będą pracować 7,5 godziny na dobę zamiast pięciu.
Z tego powodu w lecznicach trwa teraz wielkie poruszenie i negocjacje ze związkami zawodowymi. Skoro przepis zacznie obowiązywać za ponad trzy miesiące, dyrektorzy muszą teraz zdecydować, czy wręczać podwładnym wypowiedzenia.
Fala wypowiedzeń
– Spodziewamy się, że na koniec marca przez szpitale przetoczy się fala zwolnień, bo trzeba zachować trzymiesięczny okres wypowiedzenia – mówi Cezary Staroń, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Techników Medycznych Elektroradiologii. Jest on zatrudniony w dużym warszawskim szpitalu przy ul. Banacha, w którym pracuje teraz ok. 100 radiologów. – Szacujemy, że 33 proc. osób może stracić pracę – dodaje Staroń.
Wszystko przez to, że dyrektorzy szpitali mogą uznać, iż część pracowników jest im niepotrzebna, skoro pozostali mogliby pracować dłużej.
Menedżerowie mogą postąpić jeszcze inaczej i wręczyć podwładnym wypowiedzenia warunków umów o pracę. Szkopuł w tym, że za podwyższeniem czasu pracy nie pójdzie podwyżka wynagrodzenia. I przeciwko temu oponują związki zawodowe. Dyrektorzy się z nimi nie zgadzają.