Reklama
Rozwiń

Łukasz Jankowski, NIL: Po 2032 roku będziemy kształcić więcej lekarzy niż potrzeba

- System wykształci lekarzy, ale potem może zabraknąć środków na sfinansowanie dla nich rezydentur. A tych lekarzy stanowiących nadpodaż z pewnością wchłoną inne państwa – mówi Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

Publikacja: 11.07.2025 17:30

- W Kodeksie Etyki Lekarskiej zapisaliśmy, że to lekarz – od początku do końca – odpowiada za proces

Łukasz Jankowski

- W Kodeksie Etyki Lekarskiej zapisaliśmy, że to lekarz – od początku do końca – odpowiada za proces terapii, nawet jeśli korzysta z narzędzi sztucznej inteligencji - mówi prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

Foto: Rzeczpospolita

Klasy o profilu biologiczno-chemicznym okazały się najpopularniejsze wśród tegorocznych kandydatów do liceum, o czym pisała „Rzeczpospolita”. Skąd – pana zdaniem – takie zainteresowanie?

Żyjemy obecnie w niepewnych czasach, a ukończenie studiów medycznych stanowi gwarancję zatrudnienia. Przynosi też gwarantowane wynagrodzenie. Obowiązuje ustawa o płacy minimalnej w zawodach medycznych, która poprawiła sytuację wszystkich zawodów medycznych. Po drugie, wykształcenie medyczne daje możliwość wyjazdu zagranicę i uznawania kwalifikacji na terenie całej Unii Europejskiej. Kolejna kwestia to bardzo szerokie możliwości zatrudnienia, nie tylko w szpitalu czy przychodni, ale również w biznesie, firmach farmaceutycznych, doradztwie czy w systemie ochrony zdrowia. Myślę, że młodzi ludzie patrzą perspektywicznie i dostrzegają z jednej strony bezpieczeństwo, a z drugiej możliwość rozwoju w wielu kierunkach.

Czytaj więcej

Ósmoklasiści chcą być lekarzami. Zawrotna popularność klas biologiczno-chemicznych

Ilu lekarzy brakuje w Polsce?

Obecnie aktywnych zawodowo jest około 140 tys. lekarzy. Szacuje się, że brakuje jeszcze mniej więcej 15 proc. ale do 2032 r. będziemy mieć tylu lekarzy, ilu potrzeba – przynajmniej na papierze.

Czyli za kilka lat liczba absolwentów medycyny będzie wystarczająca, żeby sprostać trendowi starzejącego się społeczeństwa.

Tak, z naszych danych wynika, że do 2032 r. braki zostaną uzupełnione, a później będziemy kształcić więcej lekarzy, niż realnie potrzebujemy. Oczywiście są to jedynie estymacje; nie wiemy, jaka będzie rola sztucznej inteligencji, jakie pojawią się potrzeby związane z nowoczesnymi terapiami, ani czy społeczeństwo nie będzie się jeszcze szybciej starzeć. Trzeba też pamiętać, że lekarz lekarzowi nierówny. Istotne jest, gdzie ci lekarze będą pracować – czy w sektorze prywatnym, czy w publicznym systemie ochrony zdrowia. Obecnie najbardziej zagrożonym elementem systemu wydaje się być szpitalnictwo. Nawet jeśli lekarze będą dostępni, z dużym prawdopodobieństwem nie wybiorą pracy w szpitalach, a przynajmniej w obecnym modelu szpitalnictwa, bo to wciąż model z XIX wieku. Powinno nam zależeć na zwiększeniu liczby lekarzy w NFZ bardziej, niż po prostu liczby lekarzy. A na to się nie zanosi.

Braki kadrowe w szpitalach powodują większe obciążenie pojedynczych lekarzy pracą, co zwiększa ryzyko zakażeń wewnątrzszpitalnych, błędów w podawaniu leków i wykonywaniu procedur, a co za tym idzie – odpowiedzialności karnej. Taki model jest kosztowny i nieefektywny w dłuższej perspektywie. Dlatego też z ostrożnością należy podchodzić do prognoz dotyczących liczby potrzebnych lekarzy. Wszystkie systemy ochrony zdrowia stają przed podobnymi znakami zapytania – czas pokaże, jak się to rozwinie.

Reklama
Reklama

Naprzeciw zainteresowaniu młodych ludzi (czy też ich rodziców) obraniem kursu na studia medyczne, wychodzą uczelnie wyższe. W ostatnich latach otworzyło się kilkanaście nowych kierunków lekarskich, a pojedyncze roczniki kształci się nawet na uczelniach bez pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej. To dobrze, że mamy więcej studiów lekarskich w Polsce?

Z jednej strony tak, bo rzeczywiście potrzebujemy kadry medycznej w publicznym systemie ochrony zdrowia, ale samo zwiększenie naboru nie gwarantuje, że tę lukę uda się zapełnić. Zrobiono to jednak w sposób niewłaściwy. Naszym postulatem było zmniejszenie liczby studentów anglojęzycznych na uczelniach, które kształcą dobrze i przeznaczenie tych miejsc dla polskich przyszłych lekarzy. Ten postulat nie został zrealizowany, zdecydowano się natomiast na otwieranie nowych kierunków lekarskich w mniejszych miejscowościach, w nieprzygotowanych ośrodkach akademickich, co doprowadziło do wielu problemów. Podstawowy sprowadza się do pytania: jak odróżnić uczelnię „krzak” od uczelni rzetelnej?

No właśnie. Jak?

Dla nas kluczowe są dwa parametry: po pierwsze – status akademicki uczelni, po drugie – pozytywna opinia Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Wtedy można przyjąć, że dana uczelnia może kształcić w zakresie medycyny. Tych uczelni jest jednak tak wiele, że rynek sam je weryfikuje. Już teraz niektóre nie są w stanie zakończyć procesu rekrutacji, bo liczba kandydatów jest niższa niż liczba miejsc.

Czytaj więcej

Coraz mniej mężczyzn na studiach medycznych. Problem z równością płci?

Co oznacza status akademicki?

Uczelnie są parametryzowane i uzyskują status w zależności od tego, jaką posiadają kadrę, ilu mają doktorów nauk medycznych, jakie prowadzą kierunki studiów. Status akademicki powinien być kluczowy, a dodam, że i tak złagodziliśmy w Polsce kryteria. Unia Europejska wymaga, by kształcenie lekarzy odbywało się na uniwersytecie lub pod jego nadzorem. Toczyliśmy na ten temat spór z ministrem Czarnkiem, który pisał do instytucji unijnych, że słowo „uniwersytet” ma różne znaczenia w różnych krajach i w Polsce oznacza po prostu szkołę wyższą. W rezultacie powstało wiele nowych uczelni. Wierzę jednak w mądrość młodych ludzi, którzy będą wybierać te placówki, które gwarantują realny rozwój i rzetelną edukację, a nie tylko uzyskanie dyplomu lekarza. Jeśli ktoś rzeczywiście wiąże swoją przyszłość z wykonywaniem zawodu lekarza, to sam dyplom nie wystarczy; niezbędna jest również wiedza, bez której absolwent nie stanie przy łóżku pacjenta. W moim przekonaniu ta sytuacja sama się zweryfikuje. Gorzej, że na pacjentach.

Rozmawiamy o jakości kształcenia, ale kiedy sztuczna inteligencja szeroko wkroczy w praktykę wykonywania zawodu lekarza, to może się okazać, że ta jakość i posiadana wiedza nie będą już tak istotne, a przeciętność wystarczy, żeby zostać lekarzem.

Rola lekarza całkowicie się zmieni. Uważam, że dziś akademickość, uniwersyteckość i szerokie horyzonty są znacznie ważniejsze niż wtedy, gdy ja zaczynałem pracę – w latach 2012–2013. Wówczas mogliśmy być bardziej skoncentrowani na samej medycynie. Dziś konieczne jest znacznie szersze podejście: krytyczne myślenie o algorytmach sztucznej inteligencji, podejście holistyczne, zindywidualizowane, uwzględniające również aspekty psychologiczne terapii. Innymi słowy – być może książkowej wiedzy potrzeba będzie nieco mniej, ale znacznie większe znaczenie będą miały umiejętności jej praktycznego zastosowania i przede wszystkim krytyczne myślenie. Studia medyczne będą musiały tego uczyć. Oprócz wiedzy medycznej lekarz będzie musiał umieć identyfikować błędy, które mogą pojawić się w pracy AI. W Kodeksie Etyki Lekarskiej zapisaliśmy, że to lekarz – od początku do końca – odpowiada za proces terapii, nawet jeśli korzysta z narzędzi sztucznej inteligencji. Tym samym daliśmy jasny sygnał: nie ma pobłażania – AI nie przejmuje odpowiedzialności. Lekarz może korzystać z nowoczesnych narzędzi, ale to on ponosi odpowiedzialność. W związku z tym konieczna jest gruntowna zmiana systemu kształcenia.

Oczywiście są tacy, którzy twierdzą, że w przyszłości lekarze nie będą już potrzebni, a ich miejsce zajmą technicy AI, którzy będą jedynie zarządzać algorytmami. Moim zdaniem to nie do końca prawda. Myślę, że dojdziemy do sytuacji, w której lekarz będzie pełnił rolę podobną do diagnosty laboratoryjnego: maszyna wykonuje badania, ale to diagnosta odpowiada za cały proces, ocenia poprawność jego przebiegu i zatwierdza wynik swoim podpisem. W podobny sposób lekarz będzie akredytował proces leczenia, weryfikując jego przebieg, oceniając, czy dane narzędzie należy zastosować i kiedy. Oprócz ekscytacji nowoczesnymi technologiami, pojawia się także niepokój o to, jak będzie wyglądać medycyna za pięć lat. Czy znane nam dziś poradnie specjalistyczne będą jeszcze potrzebne? Czy nie będzie tak, że pacjent przyjdzie do poradni nefrologicznej, a algorytm AI wskaże mu, jakie badania ma wykonać i skieruje go bezpośrednio do odpowiedniego centrum kompetencyjnego? Być może tak właśnie będzie. Może lekarz nefrolog ograniczy się do zatwierdzania diagnozy. Może to jest po prostu dobry kierunek.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Ósmoklasiści 2025: lepszy język polski, słabsza matematyka. Co mówią wyniki egzaminów?

Dyskusja o wynagrodzeniach lekarzy, które przetoczyła się w ostatnich miesiącach przez media, wpłynęła na wzrost zainteresowania profilami przyrodniczymi wśród ósmoklasistów (czy też ich rodziców)?

Kiedyś wybierano nasz zawód, bo dobrze było „mieć w rodzinie lekarza”. Ten zawód był prestiżowy, ale gwarantował też pewną furtkę do niewydolnego systemu ochrony zdrowia. Od tamtej pory system stał się jeszcze bardziej niewydolny i nawet lekarz w rodzinie nie gwarantuje dziś dostępu do uzyskania świadczeń; obecnie gwarantują go pieniądze. Widzimy to bardzo wyraźnie w opiece senioralnej. Stan opieki nad seniorem zależy bezpośrednio od zasobności portfela, ponieważ państwo abdykowało, jeżeli chodzi o odpowiedzialność za opiekę długoterminową. Dostępność jest tak niska, że wszystko sprowadza się do tego, czy kogoś stać, czy nie.

Dzisiaj wynagrodzenia lekarzy, o których mówią media, rzeczywiście robią wrażenie, ale trzeba powiedzieć, że jest to w pewnym stopniu przeinaczone, bo powyżej 100 tys. zł miesięcznie zarabia poniżej trzech promili ze 140 tys. lekarzy w Polsce. I tak naprawdę nie tyle „zarabia”, co wystawia fakturę na taką kwotę w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. Odliczając od tego leasingi, koszty, podatki i ZUS, wychodzi znacznie mniej. My naprawdę domagamy się odejścia od wskazywania palcem tych, którzy zarabiają najwięcej, bo oni nie kradną, tylko zarabiają. Trzeba zadbać o to, by system działał tak, aby te zarobki były w pewnym sensie unormowane. Widzimy dziś sytuację szpitali, w których na jednym oddziale zarabia się 50 tys. zł, a na drugim 10 tys. zł zgodnie z płacą minimalną w zawodach medycznych. To również budzi poczucie niesprawiedliwości. A wszystkiemu winne są nierówne wyceny dzielące pacjentów i oddziały na opłacalne i nieopłacalne.

Czytaj więcej

Prezes NIL: „Chcielibyśmy skończyć dyskusję o wynagrodzeniach lekarzy”

A co się stanie, kiedy prognozy NIL się zrealizują i lekarzy będzie za dużo? Zarobki spadną?

System wykształci lekarzy, ale potem może zabraknąć środków na sfinansowanie dla nich rezydentur. A tych lekarzy stanowiących nadpodaż z pewnością wchłoną inne państwa - przede wszystkim Skandynawia i Niemcy, ale także Austria, ponieważ tam zbliżają się do tzw. klifu emerytalnego. Średnia wieku lekarza w Austrii dobija już do 60 lat. Sądzę więc, że państwa Europy Zachodniej i skandynawskie upomną się o naszych lekarzy. Pytanie tylko, czy rzeczywiście będą to lekarze po uczelniach uniwersyteckich, czy po uczelniach „krzakach”. Do tego samo zwiększenie liczby lekarzy, nie oznacza, że będą oni chcieli pracować w ramach NFZ czy szpitalnictwa. A na tym nam wszystkim powinno zależeć.

Klasy o profilu biologiczno-chemicznym okazały się najpopularniejsze wśród tegorocznych kandydatów do liceum, o czym pisała „Rzeczpospolita”. Skąd – pana zdaniem – takie zainteresowanie?

Żyjemy obecnie w niepewnych czasach, a ukończenie studiów medycznych stanowi gwarancję zatrudnienia. Przynosi też gwarantowane wynagrodzenie. Obowiązuje ustawa o płacy minimalnej w zawodach medycznych, która poprawiła sytuację wszystkich zawodów medycznych. Po drugie, wykształcenie medyczne daje możliwość wyjazdu zagranicę i uznawania kwalifikacji na terenie całej Unii Europejskiej. Kolejna kwestia to bardzo szerokie możliwości zatrudnienia, nie tylko w szpitalu czy przychodni, ale również w biznesie, firmach farmaceutycznych, doradztwie czy w systemie ochrony zdrowia. Myślę, że młodzi ludzie patrzą perspektywicznie i dostrzegają z jednej strony bezpieczeństwo, a z drugiej możliwość rozwoju w wielu kierunkach.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Ochrona zdrowia
Szpital nie powinien zarabiać
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Ochrona zdrowia
NFZ to najtańszy płatnik publiczny w Europie, ale nie ma powodów do dumy
Ochrona zdrowia
Wiceprezes NFZ: Popieram częściowe zamrożenie płac w ochronie zdrowia
Ochrona zdrowia
Opieka koordynowana na pół gwizdka
Ochrona zdrowia
Finał polskiej prezydencji z troską o dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama