Pośrednik Jacek Kriese, szef warszawskiego biura Okazja, zauważa, że zmieniające się mody i wymogi rynku powodują, iż bez kalkulatora lepiej nie zabierać się do czytania ogłoszeń.
– Dom za 5,250 tys. zł? Niemożliwe, a jednak tego typu oferty są już nagminne. Chodzi oczywiście o cenę za metr kwadratowy. Podobnie wyrażane są ceny działek i mieszkań. Skąd ten pęd do miniaturyzacji cen? To kalka sprzedaży aukcyjnej. Można na Allegro sprzedać mydło i powidło, można i dom – mówi szef Okazji.
Dodaje, że portale aukcyjne bywają popularniejsze nawet od specjalistycznych portali nieruchomościowych.
– Co zapobiegliwsi sprzedający informują, że cena dotyczy metra kwadratowego działki, a ta ma 800 m i można ją nabyć tylko w całości. Podobno zdarzyło się, że ktoś po wylicytowaniu żądał tyle, ile oferowano, czyli np. metra mieszkania – opowiada Jacek Kriese, podkreślając, że w masie ogłoszeń typu „cena za metr” też trzeba się umieć wyróżnić.
– Jeden z allegrowiczów, zapewne dlatego, że cena metra jego parceli wypadała blado na tle podobnych, zaczął podawać cenę... worka ziemi „z tej konkretnej działki” w Sadowej koło Łomianek – wspomina szef Okazji. – Inny sposób, by pojawić się na czele listy wynikowej w wyszukiwarce nieruchomości: podać cenę w walucie mocniejszej od złotówki. Segment na Saskiej Kępie za 799 tys. zł robi piorunujące wrażenie tak długo, jak długo ktoś się nie doczyta, że chodzi o euro – mówi pośrednik.