Kiedy jeden właściciel trzęsie wspólnotą, inni mają na ogół niewiele w niej do powiedzenia. Tak dzieje się m.in. w jednej ze wspólnot w Kielcach.
W dawnym budynku komunalnym jest 50 mieszkań. Większość została wykupiona na własność.
Dyktat jednej pani i jej męża
– Wprawdzie mamy wybrany kilkuosobowy zarząd, ale najwięcej do powiedzenia ma tylko jeden członek zarządu. Nie można podjąć żadnej decyzji wbrew jego woli – opowiada czytelnik Mirosław W. – A większość mieszkańców to osoby starsze, chcą mieć święty spokój, wolą się nie narażać – tłumaczy.
Na dodatek wszelkie próby odwołania tej osoby spełzają na niczym.
– Każdemu zebraniu, na którym chcemy ją odwołać, przewodniczy mąż tej pani, a gdy dochodzi do głosowania, obrady są przez nich zrywane – skarży się czytelnik. – Następnie zabierają wszystkie dokumenty i wychodzą – relacjonuje.