) odsyłają do przepisów o współwłasności w częściach ułamkowych, a mówiąc (art. 1042 k.c.) o zaliczaniu darowizn na poczet spadku, każą obliczać je „według stanu z chwili ich dokonania, a według cen z chwili działu spadku". Niesporne było między stronami, że tak samo trzeba postąpić podczas podziału majątku pomałżeńskiego, tego wspólnego gruntu: szacować go według stanu z chwili rozwodu, a według cen z chwili wydawania wyroku. Na czym więc polega problem? Ano na tym,
czy traktować dzielony grunt jako rolny czy jako budowlany.
Musimy wrócić do momentu, kiedy doszło do ustania wspólności małżeńskiej, czyli rozwodu. Wtedy działki były rolne, a ceny niższe – przekonywał SN adwokat Andrzej Koch, pełnomocnik pozwanego.
– Przez „stan" przedmiotu, gruntu, należy rozumieć stan fizyczny, obszar, to, czy nie było na nim nakładów bądź ubytków, tymczasem pozwany chciałby podciągnąć pod to pojęcie zmiany prawne dotyczące gruntu, a to zupełnie inna kwestia – replikowała adwokat Żanna Dębska, pełnomocniczka powódki.
Sąd Najwyższy podzielił to stanowisko i skargę kasacyjną pozwanego oddalił. – Stan działki nie zmienił się przez te 25 lat, to ten sam przedmiot, ta sama powierzchnia, nastąpiły natomiast przekształcenia prawne na tym gruncie, ale to co innego – powiedział w uzasadnieniu sędzia Wojciech Katner. – To naturalne, że jeśli była taka możliwość, dokonano (zresztą wspólnie) zmiany przeznaczenia gruntu na budowlany. Sąd, znosząc współwłasność, musi uwzględniać i ten fakt, i wzrost cen. Mogłoby zresztą dojść do procesu odwrotnego: z jakichś przyczyn (np. zmiany planu zagospodarowania) cena gruntu by znacznie spadła i wyrok musiałby ją uwzględniać. Inaczej byłby rażąco niesprawiedliwy.
Wyrok SN jest ostateczny.