Korespondencja z Kataru
Niektórzy kibice już pod stadionem spacerowali w koszulkach z hasłem: „Wolność dla kobiet”. Później podobne pojawiły się na flagach, które Irańczycy rozwiesili na trybunach. Piłkarze nie odśpiewali hymnu, dając pokaz odwagi. To wszystko w geście protestu, bo w ich kraju trwają krwawe protesty po tym, jak policjanci pobili na śmierć zatrzymaną za nieodpowiednie nakrycie głowy Mashę Amini.
Nie brakuje głosów, że przebudzenie irańskiego społeczeństwa to największe zagrożenie dla tamtejszej teokracji od protestów powyborczych z 2009 roku. Niektóre kobiety palą hidżaby i obcinają włosy. Tamtejszy parlament domaga się 15 tys. wyroków śmierci dla zatrzymanych, ale tylko podlewa ogień sprzeciwu, które wspierają także niektórzy piłkarze, jak Sardar Azmoun.
Czytaj więcej
Kapitanowie Anglii, Niemiec, Holandii oraz czterech innych reprezentacji nie zagrają w opaskach wspierających środowiska LGBTQ+, bo Światowa Federacja Piłkarska (FIFA) zagroziła im karami.
„Nie mogę być cicho. Wstyd, że tak łatwo zabijacie ludzi. Niech żyją Iranki!” - oświadczył, ale później wpis usunął. Niewykluczone, że to on we wrześniu namówił kolegów, aby przed meczem towarzyskim z Senegalem założyli czarne kurtki i zakryli państwowe emblematy. Zaproszenie na mundial od FIFA odrzucił lider drużyny sprzed lat, 149-krotny reprezentant kraju Ali Daei.
- Składam kondolencje rodzinom wszystkich zmarłych. Jesteśmy z nimi i dzielimy ich ból. Musimy zaakceptować to, że warunki w naszym kraju nie są właściwe. Przyjechaliśmy tutaj, aby ciężko pracować, walczyć, pokazać jak najlepszą grę i strzelać gole - oznajmił kapitan Ehsan Hajsafi, ale nie wszyscy piłkarze chcieli przed meczem z Anglikami rozmawiać o polityce.
Czytaj więcej
Mówię - Meksyk i słyszę mariachi, wykonujących „Cielito lindo”, widzę sombrera, piramidy w Teotihuacan, wieśniaków gnębionych w „Siedmiu wspaniałych” przez bandę Calvery i wspominam gościnność Meksykanów. A także meksykańską falę, którą wymyślili kibice na Stadionie Azteków i jego mniejszej kopii - Jalisco w Guadalajarze podczas mundialu w roku 1986. To największy wkład Meksyku do światowego futbolu - pisze Stefan Szczepłek.
Wielu kibiców miało rozdarte serca. Wahali się: dopingować rodaków, czy jednak rywali, skoro zwycięstwo piłkarzy - nawet wspierających protesty - wciąż byłoby propagandowym paliwem dla reżimu. - Jestem tutaj, aby kibicować naszym - przekonywał nas jedna z fanek wymalowana w irańskie barwy. Inne kobiety rzucały ostrożnie, że nie znają angielskiego.
Irańczycy przylecieli na mundial, aby mówić o wolności. Anglicy przed turniejem spotkali się w Dausze z robotnikami, a Kane miał założyć na mecz tęczową opaskę wspierającą środowiska LGBTQ+, skoro stosunki homoseksualne są w Katarze penalizowane. Ta ostatecznie pozostała w szatni, bo FIFA - zapewne na życzenie gospodarzy - zagroziła, że taki gest zakończy się żółtą kartką.
Mecz musiał zejść na dalszy plan, choć piłkarzy do gry żywiołowo zagrzewali irańscy kibice. Nie wiadomo, jak ten doping słychać było na boisku, bo los zesłał zawodników na obiekt wybitnie niepiłkarski, gdzie boisko od trybun dzieli pas zieleni szerokości lekkoatletycznej bieżni, bo Stadion Khalifa jest także domem królowej sportu i jeszcze w 2019 roku był gospodarzem mistrzostw świata.
Tam, gdzie lądowały młoty Pawła Fajdka i Wojciecha Nowickiego, teraz upadł na ziemię Alireza Beiranvand. Bramkarz Iranu ostatecznie opuścił boisko z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu, a pierwszą połowę sędzia przedłużył o 14 minut. Anglicy prowadzili już wówczas 3:0: Jude Bellingham, później Bukayo Saka, wreszcie Raheem Sterling. To była demonstracja siły.
Czytaj więcej
Mecz otwarcia mundialu pokazał, że Katarczycy do piłki raczej się nie przekonają. Ich drużyna przegrała, oni uciekli z trybun. Kolejne tygodnie pokażą, czy Katar przekona do siebie świat.
Wiedzieliśmy, że Anglicy wygrają, ale Irańczycy - wspierani dopingiem kibiców, także kobiet - dali im garstkę radości. Saka najpierw trafił wprawdzie na 4:0, ale kilka minut później po prostopadłym podaniu Aliego Gholizadehy piłkę pod poprzeczkę posłał Mehdi Taremi. To nie był koniec strzelania, bo trafiali Marcus Rashford i Jack Graelish, a rzut karny dla Iranu wykorzystał Taremi.
Trybuny stadionu wypełniały się jeszcze w trakcie meczu, bo przed spotkaniem awarię miała aplikacja biletowa i tłumy kibiców ustawiły się w kolejce po papierowe wejściówki. Ci angielscy mieli czego żałować, bo ich drużyna zagrała z polotem godnym jednego z faworytów mundialu. Poniedziałkowy mecz potwierdził, że eksperci osadzili ich w tej roli nieprzypadkowo.