Po odwilży z 1956 roku felietonista „Tygodnika Powszechnego" i „Kultury" poruszał się na krawędzi. Zazdrośnicy widzieli w nim króla życia – niby opozycjonistę, a jednocześnie bywalca PRL-owskich domów pracy twórczej. Niby człowieka z marginesu, choć gościa zachodnich ambasad. Akceptowanego przez prymasa Wyszyńskiego oraz tolerowanego przez PZPR i samego Gomułkę (choć do czasu, gdy z KC padł rozkaz zaaplikowania pisarzowi mordobicia w zaułkach Starego Miasta w 1968 roku).

W roku 2011 przypada rocznica jego setnych urodzin i 20. rocznica śmierci. W związku z tym wydawnictwo Prószyński Media rozpoczyna wielki projekt – w ciągu trzech lat zamierza wydać całą jego literacką i publicystyczną spuściznę. Wydawca zaczął od ostatnich dzieł.

Pierwsze to „Alfabet Kisiela". Tomasz Wołek, realizując w 1987 roku wraz z Marianem Terleckim filmową biografię Kisiela, zauważył, z jak wielu dygresji Mistrza trzeba rezygnować. Ponieważ żal mu się zrobiło wspomnień o ludziach, których Kisiel poznał w ciągu całego swego życia, postanowił ująć je w formę książki – alfabetu. Tak ocalono setki perełek o bohaterach XX wieku. Dziś wiele z nich brzmi bardzo niepoprawnie politycznie, co tylko dodaje pieprzu tym i tak smakowitym minibiogramom.

Druga część, „Testament Kisiela", to rozmowy Piotra Gabryela, wówczas dziennikarza „Wprost", z Kisielewskim z lat 1990 – 1991. A to wtedy właśnie pisarz zaszokował dawnych przyjaciół zerwaniem z „Tygodnikiem Powszechnym" i romansem z pismem, na którego czele stał były luminarz PZPR. To wtedy wyszydzał nieruchawość rządu Mazowieckiego, ale i dostrzegał egoizm Wałęsy. Chwalił Rakowskiego za postawienie Stoczni Gdańskiej w stan likwidacji, ale i upominał Gabryela, gdy ten usiłował popchnąć go w kierunku zbyt dalekiej krytyki Jana Pawła II.

Obie połówki książki smakują jak wyborny deser. Starszym ku wspomnieniom, młodszym ku nauce.