Niezbyt duża to książka – kilkadziesiąt zdjęć, krótki tekst. Martin Pollack, austriacki dziennikarz i pisarz, wspomina lata zmian ustrojowych i walenia się komunizmu, czego był świadkiem. To komentarz do zdjęć Chrisa Niedenthala, fotoreportera posiadającego talent trafiania w odpowiednie miejsce we właściwym momencie.
Prawdę mówiąc, niełatwo określić, kto kogo komentuje – obaj autorzy prowadzą swoje narracje równolegle, uzupełniają się, dopowiadają. Podczas wspólnej wyprawy do Czechosłowacji w 1992 roku, przed podziałem kraju na dwa niezależne państwa, fotograf kazał zatrzymać się pisarzowi w górach – dostrzegł starca, któremu chciał zrobić zdjęcie, a przy okazji wypytać o zbliżającą się samodzielność. Słowak przypominał, jaką niechęcią otoczeni byli Czesi "lubiący odgrywać panów".
Dla niego wolna Słowacja to coś, na co warto było czekać. I o tym właśnie jest ta książka – o czekaniu, aspiracjach, marzeniach i ich realizacji. Zdjęcia Niedenthala pokazują ludzi, którzy do czegoś dążą. Musimy wprawdzie natężyć wyobraźnię, by dostrzec nadzieję w twarzy młodej szwaczki czy strajkującego tramwajarza, ale – czemu nie? Przecież bez nich nie doszłoby do powstania "Solidarności", wieców na placu Wacława w Pradze, upadku muru berlińskiego.
Pollack, opisując tłumy na praskich ulicach, zauważa, że wyraźnie odczuwało się już "koniec strachu. [...] Ludzie czuli, że kończy się w ich życiu coś, co nie pozwalało im swobodnie oddychać". I to można w zdjęciach Niedenthala bez trudu znaleźć
Pollack wyraźnie mu zazdrości – miał przez dziesięć lat zakaz wjazdu do Polski, ominęły go ważne wydarzenia, pierwsze papieskie wizyty.