Jak grać, by wygrać całą pulę

Urodziny Wandy Wiłkomirskiej - odważna i pełna temperamentu na estradzie, wielką karierę łączyła z promocją muzyki polskiej. Występowała z najlepszymi, dziś uczy młodzież w świecie. Była eksportową artystką PRL i polityczną emigrantką. W niedzielę kończy 80 lat

Publikacja: 08.01.2009 23:59

Wanda Wiłkomirska podczas kursów mistrzowskich w Szczecinie, jesień 2008 r.

Wanda Wiłkomirska podczas kursów mistrzowskich w Szczecinie, jesień 2008 r.

Foto: Forum

Po zdobyciu nagród w czterech konkursach w Europie i Polsce wystąpiła w 1955 r. na koncercie inaugurującym działalność Filharmonii Narodowej w Warszawie w odbudowanym po wojnie gmachu i z tą instytucją związała się prawie na ćwierć wieku. Jako jej etatowa solistka miała nawet przywilej sprawiania sobie raz w roku na koszt firmy estradowej kreacji.

– Teraz kupuję suknie w Japonii, bo tam są niewysokie kobiety i nie muszę niczego przerabiać – mówi Wanda Wiłkomirska.

[srodtytul]Tłumik w przedziale[/srodtytul]

Była eksportową artystką PRL. Towarzyszyła orkiestrze Filharmonii Narodowej w kilkudziesięciu podróżach zagranicznych. A potem, po powrocie w kraju grała wszędzie, nawet w najmniejszych miejscowościach. – Miałam sto kilkadziesiąt koncertów rocznie – wspomina. Żyła w ciągłym przekonaniu, że nie zdąży opanować kolejnego programu. Ćwiczyła nawet w przedziale wagonu sypialnego – zakładała na skrzypce tłumik, by nie budzić śpiących pasażerów.

Nad jej zagranicznym kalendarzem czuwał PAGART, jedyna wówczas państwowa agencja impresaryjna rozdzielająca wojaże pomiędzy artystów. Pozycja Wiłkomirskiej była jednak tak mocna, że paszport otrzymywała bez problemów. A często, grając po raz pierwszy w jakimś miejscu świata z Filharmonią Narodową, otrzymywała ponowne zaproszenie już jako solistka.

[wyimek]Miewała po sto kilkadziesiąt koncertów rocznie, ćwiczyła zatem wszędzie, nawet w pociągu[/wyimek]

Stawała bez kompleksów wobec największych sław. Na festiwalu w Edynburgu sprzeciwiła się legendarnemu Johnowi Barbirollemu (ćwiczyli razem koncert Brittena), a siła jej argumentów była tak przekonująca, że apodyktyczny dyrygent spokorniał. W Hadze Zubin Mehta musiał wysłuchać jej wykładu o Szymanowskim. Musiała mówić interesująco, bo w rewanżu zaprosił ją na występ z nowojorskimi filharmonikami.

W jej karierze szczególną rolę odegrała muzyka polska. Legendarne stały się zwłaszcza interpretacje obu koncertów Szymanowskiego. Można żałować, że nie grywa ich już dzisiaj, gdy kompozytor zdobywa wreszcie uznanie w świecie.

Chętnie podejmowała się prawykonań utworów Bacewicz, Bairda, Blocha czy Bujarskiego. A Krzysztof Penderecki miał pretensje, że nie chce grać jego koncertu. Tłumaczyła mu, że ma tylu wspaniałych wykonawców, a ona nie zagra lepiej. Kompozytor odpowiedział z żalem: – Lepiej nie, ale inaczej.

Muzyka została jej przypisana, zanim przyszła na świat. Ojciec, skrzypek Alfred Wiłkomirski, postanowił, że z dzieci stworzy trio, każdemu jeszcze przed urodzeniem przypisując instrument: wiolonczela, skrzypce, fortepian. Zamiar zrealizował z pierwszą żoną i chciał powtórzyć z drugą, swą byłą uczennicą. Okazała się kobietą z charakterem, po urodzeniu drugiej w kolejności Wandy sprzeciwiła się planom męża.

Wanda została jednak członkiem tria Wiłkomirskich, gdy zastąpiła przyrodniego brata, Michała, który pojechał leczyć cukrzycę do Ameryki i tam pozostał. Zdobywała pierwsze estradowe doświadczenia, a Kazimierz – wiolonczelista – ciągle powtarzał, że jest mniej utalentowana od Michała. Ćwiczyła zatem z podwójną wytrwałością. Wstydziła się też chodzić w okularach, więc uczyła się nut na pamięć, co dziś sobie chwali.

[srodtytul]Małżeństwo z miłości[/srodtytul]

Podczas ostatniego konkursu im. Wieniawskiego, gdzie zasiadała w jury, jedna z młodych dziennikarek zapytała ją: – Podobno w przeszłości otarła się pani o Mieczysława Rakowskiego? – Tak – odpowiedziała Wiłkomirska. – I to skutecznie, mamy dwóch synów.

Pobrali się, gdy był on jeszcze skromnym instruktorem PZPR. Rodzina Wiłkomirskich miała za złe, że związek przypieczętowali jedynie ślubem cywilnym, z tego samego powodu matka Rakowskiego nie chciała utrzymywać kontaktów z synową. Zmieniła zdanie, kiedy proboszcz w jej wsi zapragnął poznać sławną artystkę.

– Wychodząc za mąż z wielkiej miłości – powiedziała w wywiadzie dla „Rz” – przyjęłam też postawę ideową męża. Ale było to całkowicie zgodne z moimi przekonaniami.

Kiedy Mieczysław Rakowski został naczelnym „Polityki”, coraz bardziej pochłonęły ich własne kariery. Ale nadal tworzyli harmonijną rodzinę, on chadzał na wszystkie jej koncerty w kraju, zajmował się dziećmi. – Czy twoja mama często wyjeżdża? – zapytała pani przedszkolanka młodszego syna. – Tak często, że nawet kie-dy się rodziłem, była za granicą – odpowiedział.

Swoją legitymację partyjną oddała po wydarzeniach Marca ’68, w następnej dekadzie związała się z KOR, podpisywała listy protestacyjne. – Są pewne życiowe wybory, do których się dojrzewa – stwierdza dzisiaj. Rakowski szanował jej decyzję, rozstali się nie ze względów ideowych, lecz gdy pojawiła się inna kobieta.

13 grudnia 1981 r. wróciła z koncertów we Francji i pobiegła do Jerzego Markuszewskiego. Był już internowany. Jej SB groziło całkowitym zakazem występów, jeśli nie odetnie się od przyjaciół z „Solidarności”. Od ambasadora RFN dostała nocą wizę, do samochodu znajomego zapakowała skrzypce, suknie koncertowe oraz nuty, i oboje pojechali do Niemiec.

Wydawało się jej, że zamknęła za sobą drzwi na zawsze. Przyjęła posadę profesora w Hochschule w Mannheim, zaczęła odbudowywać kalendarz koncertowy. I nagle odkryła, że życie bez ciągłych podróży ma urok. Od tego czasu występuje znacznie rzadziej.

[srodtytul]Entuzjastyczne powitanie[/srodtytul]

W 1990 r. przyjechała do innej Polski, w Filharmonii Narodowej zagrała koncert innego emigranta Andrzeja Panufnika. – Bałam się, że kiedy stanę na estradzie, moi starzy znajomi powiedzą: Ach, to już cień dawnej Wandy! – zwierzała się potem. Przyjęto ją – jak zawsze – entuzjastycznie.

Od tego momentu bywa często, ale tylko jako gość. Zrealizowała inne marzenie, zamieszkała w Australii, w której zakochała się podczas występów, w 1969 r. Mówi też: – Nie jestem samotna, jestem sama, a to ogromna różnica.

Nadal nie opuszcza jej ogromna ciekawość świata. Kiedy na konkursie Wieniawskiego organizatorzy zafundowali jurorom wieczór w poznańskim kasynie z pokazem gry w ruletkę, Wanda Wiłkomirska jako jedyna wypytywała o wszystko szczegółowo. A potem wygrała całą pulę.

[i]O koncercie urodzinowym Wandy Wiłkomirskiej w dodatku „Po godzinach”[/i]

Po zdobyciu nagród w czterech konkursach w Europie i Polsce wystąpiła w 1955 r. na koncercie inaugurującym działalność Filharmonii Narodowej w Warszawie w odbudowanym po wojnie gmachu i z tą instytucją związała się prawie na ćwierć wieku. Jako jej etatowa solistka miała nawet przywilej sprawiania sobie raz w roku na koszt firmy estradowej kreacji.

– Teraz kupuję suknie w Japonii, bo tam są niewysokie kobiety i nie muszę niczego przerabiać – mówi Wanda Wiłkomirska.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla