Listopadowy koncert w Stodole, na który zabrakło biletów na wiele dni przed przyjazdem Alexa Kapranosa i jego kolegów, a także wcześniejsza obecność na Openerze pokazały, że chociaż nowe brytyjskie grupy goszczą w Polsce rzadko, mają u nas wielu fanów.
Franz Ferdinand jest zespołem szczególnym choćby dlatego, że pochodzi ze Szkocji, gdzie światowych gwiazd jak na lekarstwo. Nawiązuje też do najlepszych tradycji grup uniwersyteckich, jak Pink Floyd czy Radiohead. To faceci, z którymi nie tylko można się zabawić, ale także porozmawiać, na przykład o wpływie sztuki nowoczesnej na kulturę pop.
Wyższe wykształcenie nie przeszkadza im w komponowaniu dynamicznych, przebojowych piosenek, które wywołują pisk dziewcząt i zazdrość kolegów z branży. A jest czego zazdrościć – debiutancka płyta z 2004 r. sprzedała się w 4 mln egzemplarzy, z czego aż milion rozszedł się w Ameryce. Tytuły najlepszej brytyjskiej grupy i najlepszego rockowego zespołu były zasłużone.
Szkoci mają wdzięk i klasę. Nie tylko nawiązują do gitarowej muzyki lat 60., ale i ubierają się jak wtedy – w eleganckie garnitury.
Teraz oglądamy ich na okładce najnowszej płyty w stylizacji zdjęcia z kryminalnego fotoreportażu, na którym flesz oślepia świadków zbrodni. O tym, że płyta jest bardziej taneczna, świadczy tytuł „Tonight”.