Polański potrafi zabić aktora

Z Pierce’em Brosnanem rozmawia Barbara Hollender

Aktualizacja: 19.02.2010 17:26 Publikacja: 18.02.2010 11:41

Polański potrafi zabić aktora

Foto: AP

[b]Zbliżenie - [link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej[/link][/b]

[b]Rz: Światowa prapremiera filmu bez reżysera to nietypowa sytuacja. Tymczasem „Autor widmo” Romana Polańskiego był na nią z góry skazany.[/b]

[b]Pierce Brosnan:[/b] Wszyscy czuliśmy się trochę dziwnie. Cały czas mieliśmy świadomość, że jedno miejsce na widowni, a potem przy stole podczas konferencji prasowej, było puste. Tydzień wcześniej rozmawialiśmy z Romanem. Byliśmy w jego mieszkaniu w Paryżu: producent Robert Benmussa, Ewan McGregor, ja. Połączyliśmy się z Gstaad, gadaliśmy o nadchodzącej premierze. Roman ma wciąż dużo poczucia humoru. Życzyliśmy sobie wszystkiego najlepszego.

[b]A po premierze kontaktowaliście się państwo z Polańskim?[/b]

Ja nie rozmawiałem, ale jestem z nim myślami.

[b]Dla aktora praca z nim jest chyba bardzo ciekawym doświadczeniem?[/b]

Bezsprzecznie. „Od zawsze” marzyłem, żeby z nim pracować. Dwa lata temu promowałem w Londynie „Mamma Mia!”, gdy mój agent podesłał mi scenariusz „Autora widmo”. Powiedział: „Roman Polański, wspaniała intryga, ciekawa rola. Bierz koniecznie”. Nie musiał mnie przekonywać. Każdy aktor chciałby pracować z Polańskim, zagrać w politycznym thrillerze opartym na bestsellerowej powieści.

[b]Stworzył pan na ekranie postać Adama Langa – byłego premiera Wielkiej Brytanii, który zostaje oskarżony o wydanie zgody na torturowanie więźniów podejrzanych o terroryzm. Czy lepiąc swojego bohatera, wzorował się pan na Tonym Blairze?[/b]

Podczas pierwszego spotkania z Polańskim spytałem: „Czy mam grać Tony’ego Blaira?”. „Nie! Nie! Nie! – krzyknął w odpowiedzi. – Masz po prostu zagrać wiarygodną postać”. Ale, oczywiście, Robert Harris w dużym stopniu wzorował się na brytyjskim premierze, więc porównań trudno było uniknąć. Rola Langa stała się zresztą dla mnie szczególnym wyzwaniem, bo na co dzień żyję z dala od polityki. Zacząłem czytać artykuły o Blairze, przeglądać filmowe materiały z nim.

[b]Spotkał pan kiedyś Blairea osobiście?[/b]

Raz, w hotelu. Był czarujący.

[b]A czy aktorzy i politycy nie są do siebie trochę podobni?[/b]

Jedni i drudzy muszą podbijać serca i zdobywać ludzi. Lang jest zresztą politykiem z aktorską przeszłością. W scenariuszu kilka razy powraca informacja, że mój bohater podczas studiów na uniwersytecie w Cambridge grywał w przedstawieniach teatralnych.

[b]Robert Harris pisał „Autora widmo”, zanim jeszcze powstała komisja Chilcota do spraw wojny w Iraku. Sztuka wyprzedziła życie?[/b]

Tak się czasem zdarza. Kiedy przeczytałem książkę Harrisa, wiedziałem, że „Autor widmo” będzie swojego rodzaju prowokacją. Ale nie przypuszczałem, że okaże się aż tak proroczy. Ja jednak patrzę na ten obraz nie tylko przez pryzmat polityki. Roman zawsze robił filmy, które choćby w delikatny i zakamuflowany sposób odbijały jego własne życie i emocje. Z „Autorem widmo” jest podobnie. Roman niemal przez całe życie uciekał. I ja też gram człowieka ściganego. Człowieka w potrzasku.

[b]Polański jest znakomitym profesjonalistą, ale ma opinię osoby trudnej we współpracy. Też odniósł pan takie wrażenie?[/b]

Potwornie szybko myśli, jest precyzyjny, sam wszystkiego dopilnowuje i ma jasną wizję tego, co chce osiągnąć. Gdy mu się nie udaje, potrafi bardzo mocno uderzyć. Niemal zabić swoimi uwagami i komentarzami. Aktor musi być na to przygotowany. Musi znać swoją wartość, żeby się nie załamać. Ale trzeba zacisnąć zęby i przetrwać, bo Polański tak naprawdę nie chce nikogo poniżyć. Zależy mu na tym, żeby w filmie wszystko było na najwyższym poziomie.

[b]Pana współpraca z nim przyniosła świetne rezultaty. W „Autorze widmie” pokazał pan zupełnie nową twarz.[/b]

Dzięki Bogu! Już czas zacząć grać.

[b]Kiedy Polański został aresztowany, nie obawiał się pan, że pańska rola, rzeczywiście świetna, w ogóle nie trafi na ekran?[/b]

Nie, najpierw pomyślałem o Romanie i jego rodzinie, dla której to musiał być potworny cios. Nigdy nie próbowałem usprawiedliwiać jego czynu sprzed ponad 30 lat. Ale dzisiaj jest innym człowiekiem. Bardzo często rozmawialiśmy o naszych żonach, dzieciach. Teraz właśnie Emmanuelle, Morgane i Elvisovi najbardziej współczuję. A film? Prawdę mówiąc, byłem pewien, że Roman go skończy, choćby z więzienia. Tak się zresztą stało.

[b]Rola Langa to milowy krok w pana „uwalnianiu się” od szufladki Bonda...[/b]

Ależ to wcale nie była zła szufladka! Jako młody aktor marzyłem o tym, żeby grać w lokalnym teatrze, potem przyszła chrapka na znalezienie się w teatrze narodowym. I zawsze chciałem zostać aktorem filmowym. A Bond? Nie mógłbym nawet pomyśleć o czymś takim. Kiedy dostałem propozycję, poczułem się w siódmym niebie. Dziś jestem bardzo wdzięczny losowi za te wszystkie lata, w których grałem 007. Nie byłbym w tym miejscu, w jakim jestem. Nie rozmawialibyśmy dzisiaj. To wspaniały rozdział mojego życia.

[b]Naprawdę nie obawiał się pan, że rola Bonda będzie piętnem na całe życie?[/b]

Obawa to złe słowo. Oczywiście, zawsze miałem świadomość, jak granie tej postaci szufladkuje. Dlatego pomiędzy kolejnymi filmami o agencie starałem się wybierać bardzo różne propozycje. Założyłem też razem z przyjacielem firmę producencką, gdzie powstali m.in. „Kumple na zabój”. Choć, proszę pamiętać, że aktor jest człowiekiem do wynajęcia.

[b]Wielu aktorów, chcąc osiągnąć samodzielność twórczą, zaczyna reżyserować.[/b]

Ja nie. Jestem zadowolony z tego, co mam. Myślę o sobie jako o „aktorze pracującym”. Dzięki temu mam proste życie. Podpisuję kontrakt, jadę gdzieś, gram i wracam do domu. Powiem więcej – jako aktor wcale nie szukam teraz wyłącznie poważnych ról. Lubię się w kinie zabawić. Tak jak w „Mamma Mia!”. To była wielka frajda. Mój agent zadzwonił: „Meryl Streep, Mamma Mia!”. Natychmiast odpowiedziałem „Wchodzę w to”. Dla tego filmu postanowiłem nawet nauczyć się śpiewać, czego nie robiłem nigdy w życiu. Pojechałem do Londynu i ćwiczyłem głos z Bennym i Björnem z ABBY. Moje dzieci były przerażone, ale warto było.

[b]Już po „Autorze widmo” w filmie „Twój na zawsze” zagrał pan ojca Roberta Pattinsona. Czy spotkanie z gwiazdą najmłodszej generacji aktorskiej było ciekawe?[/b]

Bardzo. Kręciliśmy ten film w Nowym Jorku. Robert miał trudną rolę, był też współproducentem filmu. Przyglądałem mu się z podziwem. Ten chłopak świetnie pracuje. I prawdę powiedziawszy, nie wiem, jak to robi, bo wśród histerii, która go otacza, ja bym chyba nie potrafił nawet oddychać. To jest niewyobrażalne. On w czasie zdjęć nie może wyjść z przyczepy, żeby zaraz nie zebrał się wokół niego tłum piszczących nastolatek.

[b]Pan nie lubi takich przejawów popularności?[/b]

Nie, jestem człowiekiem kameralnym. Najwyżej cenię sobie spokój i życie rodzinne. Nie ma niczego lepszego od wakacji z żoną i dziećmi.

[b]To pana życiowa filozofia?[/b]

Oczywiście. Wierzę w najprostsze wartości. Bądź dobrym człowiekiem, sympatycznym partnerem i baw się dobrze. Dawaj z siebie mało, dostawaj dużo. To oczywiście żart.

[b]Ma pan jakieś zawodowe marzenia? Są reżyserzy, z którymi chciałby pan pracować?[/b]

Film z Romanem Polańskim był spełnieniem marzeń. Marzenie niespełnione to Martin Scorsese. Ale wie pani, jak jest w tym zawodzie z marzeniami. Człowiek sobie wymyśli Bóg wie co, a potem i tak bierze to, co przychodzi do niego na biurko. Mówię to bez goryczy. Propozycji mam sporo i niektóre są naprawdę ciekawe.

[b]Europejczycy, którzy znajdą się w Stanach, zwykle wybrzydzają. Wielu z nich nawet nie chce na stałe zamieszkać za oceanem. Więcej, amerykańskie gwiazdy coraz częściej kupują domy w Londynie i na Lazurowym Wybrzeżu. Tymczasem pan, rodowity Irlandczyk, od lat mieszka w Ameryce.[/b]

Uwielbiam Stany. Znakomicie się tam czuję. W Nowym Jorku oddycham pełną piersią, kocham energię tego miasta, galerie sztuki, knajpki, Central Park, którego zieleń daje wytchnienie, kiedy człowiek na chwilę chce się zatrzymać w biegu. Równie bliskie jest mi zachodnie wybrzeże. Mamy domy w Malibu i na Hawajach. To są moje oazy.

[b]Podobno kilka lat temu przyjął pan amerykańskie obywatelstwo.[/b]

Tak. Wystąpiłem o nie, bo dzisiaj Ameryka jest moim miejscem na ziemi. Mieszkam tam od wielu lat, mam tam żonę, dzieci, pracę. Chciałem się poczuć pełnoprawnym obywatelem i na przykład móc głosować. Być, jak mówią Amerykanie, współodpowiedzialnym za losy kraju. Dla europejskiego ucha takie oświadczenie brzmi patetycznie, ale w Stanach ono coś znaczy.

[b]Przyznaję, że w czasie naszej rozmowy zadziwił mnie pan. Nie ma pan w sobie ani krztyny spięcia, rozedrgania i takiej specyficznej czujności, charakterystycznej dla aktorów. Skąd pan bierze ten wewnętrzny spokój?[/b]

Mam 56 lat, przeszedłem przez bardzo ciężkie chwile, ale tym bardziej potrafię docenić to, co mam. Dzisiaj czuję się szczęściarzem i daję sobie prawo do luzu. W aktorstwie zaszedłem wyżej, niż kiedykolwiek mogłem marzyć, mam wspaniałą rodzinę, której mogę zapewnić życie na bardzo dobrym poziomie. I ciągle mam w sobie dużo pasji, energii. Dlaczego miałbym być rozedrgany?

[b]A jest w ogóle coś, co pana denerwuje? Co mogłoby pana wyprowadzić z równowagi?[/b]

Wiele rzeczy. Być może sprawiam wrażenie chodzącego spokoju, mówi mi to wielu ludzi. Ale naprawdę jestem dość niecierpliwy. Nie znoszę złych kierowców na drodze, grubiaństwa i... własnej niecierpliwości.

[b]Przyszłość widzi pan w jasnych barwach czy jest w panu jakiś niepokój?[/b]

Jestem optymistą. Z radością przyjmuję każdy nowy dzień. Mam wrażenie, że czeka mnie jeszcze w życiu wiele pięknych chwil. Oczywiście, taka nadzieja może okazać się tylko mirażem. Ale wierzę, że nim nie jest.

[ramka][b]Pierce Brosnan[/b]

Dziś na polskie ekrany wchodzi z jego udziałem „Autor widmo” Romana Polańskiego. Prywatnie Pierce Brosnan jest człowiekiem niezwykle spokojnym, niemal flegmatycznym. Nie mizdrzy się ani nie odmładza. Był najprzystojniejszym i najbardziej czarującym ze wszystkich Bondów. Urodził się 16 maja 1953 roku w Navan w Irlandii. Miał 11 lat, kiedy jego rodzina przeniosła się do Londynu. Tam studiował w Drama Center. Na scenie zadebiutował w 1976 roku. W 1982 roku wyjechał do Stanów, gdzie grał w serialu „Remington Steele”. Cztery lata później dostał propozycję przejęcia po Rogerze Moorze roli Jamesa Bonda. Musiał odmówić, bo z telewizją był związany długoterminową umową.

Ale producenci Bonda wrócili do rozmów w połowie lat 90. W 1995 roku pojawił się w „GoldenEye”. potem jeszcze w „Jutro nie umiera nigdy”, „Świat to za mało” i „Śmierć nadejdzie jutro”. Sława, jaką przyniosła mu rola agenta 007, zaowocowała innymi propozycjami. Zagrał m.in. w „Krawcu z Panamy”, „Szarej Sowie”, „Górze Dantego”, „Aferze Thomasa Crowna”, „Mamma Mia!”. Dzisiaj jest gwiazdą, ale pozostał człowiekiem sympatycznym. Życie nie oszczędziło mu ciosu: przeżył tragedię, gdy w 1991 roku na raka umarła jego ukochana żona Cassandra Harris. Jego drugie małżeństwo z Keely Smith uchodzi za jedno z najlepszych w Hollywood. [/ramka]

Mamma Mia! | 18.05 | canal+ | PONIEDZIAŁEK

[b]Zbliżenie - [link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej[/link][/b]

[b]Rz: Światowa prapremiera filmu bez reżysera to nietypowa sytuacja. Tymczasem „Autor widmo” Romana Polańskiego był na nią z góry skazany.[/b]

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"