– Tytułowy utwór powstał jako reakcja na film dokumentalny na temat rasizmu w Ameryce Baracka Obamy. Nawet w Nowym Jorku, mieście otwartym i wielokulturowym, wciąż jeszcze żyje wielu ludzi kurczowo trzymających się dawnych wyobrażeń na temat ras – mówi artysta.
A o nietolerancji i uprzedzeniach trochę wie – jest dzieckiem mieszanej pary, a takich w latach 60. wiele nie było.
Muzycznie jego nowy album – pierwszy wydany w nowej wytwórni Atlantic Records/Roadrunner Records – oceniany jest różnie. Jedni doceniają kunszt aranżacyjny, perfekcję wykonawczą, fantastyczne melodie, inni nie szczędzą słów krytyki, twierdząc, że jest wtórny, mało oryginalny, nieco niespójny, pozbawiony wigoru. Na pewno nie jest nudny, bo ten świetny wokalista i gitarzysta miesza na nim style.
– Próbowałem przede wszystkim zawrzeć te wszystkie rodzaje muzyki, które lubię jeszcze od czasów szkolnych: rhythm and blues, soul, funk w wykonaniu Earth, Wind & Fire, wspaniałe nagrania Quincy Jonesa. Mając takie punkty odniesienia, wiedziałem już, jak powinny brzmieć utwory – mówi.