Reklama

Carmen Maura: kocham swoją wolność

Carmen Maura mówi o hiszpańskim temperamencie, pracy z Pedro Almodóvarem i szczęściu. Z aktorką rozmawia Barbara Hollender

Publikacja: 29.11.2011 18:15

"Kobiety z 6. piętra"

"Kobiety z 6. piętra"

Foto: BEST FILM

Na ekranie hiszpańskie kobiety są zwykle silne i pełne radości życia. Takie są naprawdę?

Carmen Maura:

Oczywiście! Jesteśmy odważne i nie boimy się przekraczać granic. To czuje się także w sztuce. Aktorki hiszpańskie są inne niż np. francuskie. Bardziej spontaniczne. Nie przywiązujemy wagi do wizerunku. Niektórzy uważają, że jesteśmy mniej skomplikowane i wyrafinowane niż paryżanki. Ale my po prostu kochamy życie. Jesteśmy optymistkami i mamy mnóstwo energii.

Zobacz fotosy z filmu

Reklama
Reklama

Stała się pani ikoną kina hiszpańskiego.

Skończyłam dobry wydział uniwersytecki, nigdy nie chodziłam do szkoły aktorskiej. Moja rodzina była mocno osadzona w polityce, pradziadek pełnił nawet funkcję premiera. Ale było też w niej sporo artystów. Ja swoją pierwszą sztukę wystawiłam, gdy miałam siedem lat. I wcale nie grałam dobrej wróżki, tylko czarny charakter.

Czytaj recenzję filmu -"Kobiety z 6. piętra"

Jednak karierę aktorską zaczęła pani późno.

Reklama
Reklama

Jak przystało na panienkę z dobrego domu, wyszłam za mąż za szanowanego prawnika i urodziłam dwójkę dzieci. Ale któregoś ranka obudziłam się z postanowieniem: "Będę grać". Mąż był przerażony, matka we łzach, nawet brat odwodził mnie od tego, ale postawiłam na swoim. Zaczęłam śpiewać, występowałam w teatrze.

I została pani muzą Pedro Almodóvara.

Sugeruje pani, że on mnie stworzył? Nic podobnego. Był szczęściarzem, że mnie spotkał. Ja wtedy byłam już gwiazdą teatru narodowego, a on zaczynał robić filmy. Bardzo mu na początku pomogłam. A potem, rzeczywiście, dużo daliśmy sobie nawzajem. On był facetem nowoczesnym, ja matką dwójki dzieci. To, że się zrozumieliśmy, graniczyło z cudem.

A jednak po dziesięciu latach współpracy rozstaliście się. Wróciła pani do niego dopiero ćwierć wieku później...

Reklama
Reklama

W pewnym momencie różnice okazały się ważniejsze niż podobieństwa. Ale kiedy przysłał mi scenariusz "Volver", byłam zachwycona. Znów było jak dawniej. Generalnie z Pedrem nie pracuje się łatwo. Jest bardzo precyzyjny, dokładnie wie, czego chce, i potrafi aktorów zadręczyć, powtarzając każde ujęcie dziesiątki razy. Ale ponieważ nieźle się rozumiemy, rejestrujemy moje sceny sprawnie. Byłam wzruszona, że po latach zaproponował mi zagranie kogoś, kto przypominał jego własną matkę. Wspaniałą, mądrą osobę. Powrót był piękny, choć nie jesteśmy już blisko.

Dlaczego?

Czego innego oczekujemy od życia. Kiedy po latach się spotkaliśmy, powiedział mi: "To niesamowite. Ty się w ogóle nie zmieniłaś. Jako aktorka i jako człowiek. A ja jestem inny. Już nie taki szczęśliwy". To prawda. Kiedyś Pedro nie był sfrustrowany i nastawiony na karierę. Dziś, jak nie dostaje nagrody, wpada w rozpacz. Myślę, że zagubił radość tworzenia. Zatracił się w sukcesie. Ja absolutnie nie marzę, żeby być najlepszą aktorką na świecie.

To czym jest dla pani zawód?

Reklama
Reklama

Jest ważny, zawsze pomagał mi żyć. Kiedy miałam kłopoty, szłam do teatru i po pięciu minutach na scenie zapominałam o nich. Ale zawodowy sukces nie jest moją obsesją.

Gra pani w filmach francuskich i hiszpańskich, a teraz, w "Kobietach z 6. piętra" oglądamy panią jako Hiszpankę w Paryżu.

Bardzo polubiłam reżysera Jeana-Philippe'a Le Guay. Spodobało mi się, że on kocha Hiszpanię. Zabawny był też pomysł pokazania kontrastu między poukładanymi francuskimi burżujami a zwariowanymi kobietami hiszpańskimi. Nie jestem gosposią, ale niejedno wiem na temat zderzenia tych światów i temperamentów.

Reklama
Reklama

Od 20 lat mieszka pani w Paryżu...

Na początku było mi ciężko. Często płakałam. Ale dzisiaj uwielbiam to miasto. Mam tu cudowny apartament z oknami wychodzącymi na plac Bastylii. Czuję się tu szczęśliwa.

Mimo że cała pani rodzina jest daleko?

Jedni nazywają to samotnością, inni wolnością. Pokochałam swoją paryską wolność.

Reklama
Reklama

Co sprawia, że stale tak pięknie pani wygląda?

Jem zdrowo, gimnastykuję się, uprawiam pilates. Unikam stresów i nudnych ludzi. Nie wpuszczam do swojego życia nikogo, kto wniósłby do niego napięcie.

Rozmawiała Barbara Hollender

Na ekranie hiszpańskie kobiety są zwykle silne i pełne radości życia. Takie są naprawdę?

Carmen Maura:

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama