Śpiewy mnichów i mniszek
W
średniowiecznych kościołach można było usłyszeć przede wszystkim chorał
gregoriański. W ten sposób nazywamy niezwykle bogaty i różnorodny
zestaw śpiewów, przeznaczonych do wykonywania podczas liturgii. Każda
msza czy inne nabożeństwo oprócz fragmentów mówionych na ogół zawierała
części śpiewane. Im bardziej uroczyste święto, tym zestaw śpiewów był
bogatszy. Oprócz Bożego Narodzenia czy Wielkanocy tradycyjnie wiele
uwagi poświęcono patronom danego miejsca lub zakonu – w klasztorach
klarysek czczono oczywiście świętą Klarę, założycielkę zgromadzenia, a
także Najświętszą Marię Pannę.
Chorał gregoriański był śpiewem
jednogłosowym. Oznacza to, że miał tylko jedną linię melodyczną, a nie
kilka – jak w polifonii. Melodię mógł wykonywać solista lub większy
zespół złożony na przykład z kapłanów, kleryków lub chłopców uczących
się w przykościelnej szkole. Już w średniowieczu w wielu świątyniach
budowano organy – jedyny instrument, który w pełni akceptowano we
wnętrzach sakralnych. Choć instytucja Kościoła zdominowana była przez
mężczyzn, to jednak również kobiety czasem mogły odgrywać w niej ważną
rolę. Ograniczało się to jednak do jednej przestrzeni – klasztorów
żeńskich, gdzie mniszki nie tylko modliły się, lecz również śpiewały.
Nierzadko były to szlachetnie urodzone i świetnie wyedukowane niewiasty.
Święta Kinga, fundatorka klasztoru starosądeckiego, wywodziła się z
węgierskiej rodziny królewskiej i była wdową po księciu Bolesławie
Wstydliwym z dynastii Piastów.
Chorał śpiewano oczywiście po
łacinie, a jeszcze jedną jego istotną cechą był brak uporządkowanego
rytmu. Długość poszczególnych dźwięków mogła być różnicowana, ale nie w
sposób, jaki znamy z późniejszej muzyki. To nadaje chorałowi
kontemplacyjny, jakby ponadczasowy charakter, bo i taka była jego
podstawowa funkcja – zanoszenie modlitw do Boga, chwalenie życia
świętych czy rozważanie męczeństwa Chrystusa. Melodia podążała w jakiś
sposób za słowami i to słowa regulowały przebieg muzycznej frazy. Chorał
stał się fundamentem wielu późniejszych utworów religijnych, był
cytowany i przetwarzany. Jeszcze dzisiaj – choć z rzadka – można go
usłyszeć w niektórych kościołach, częściej w ramach muzycznych festiwali
niż w celebracjach liturgicznych.
Muzyka zaczęła się zmieniać,
gdy w śpiewach kościelnych pojawiło się więcej głosów. Monofoniczny
chorał uległ niejako „rozszczepieniu" na kilka zgodnie brzmiących
melodii, śpiewanych – w przypadku dwugłosowości – co najmniej przez
dwóch śpiewaków. W muzyce Zachodu pierwsze zapisy takich utworów
pojawiają się w X wieku. Były to kompozycje bardzo krótkie i – z naszej
perspektywy – niezwykle proste, sporadycznie ozdabiające przebieg
liturgii. Z czasem pojawił się problem rytmu, bowiem jak sprawić, aby
kilku kantorów śpiewających różne melodie mogło się w tym nie pogubić?
Bardzo długo szukano rozwiązania, w jaki sposób zapisać czas trwania
poszczególnych dźwięków, ale kiedy już opracowano stosowny system
znakowania dłuższych i krótszych wartości rytmicznych, rozwój
wielogłosowości nabrał rozpędu. Kompozycje polifoniczne stały się
rozbudowanymi konstrukcjami, często bardzo kunsztownymi, w których
rozbrzmiewały w tym samym czasie już nie tylko dwa głosy, ale nawet trzy
i więcej. Pierwszym okresem, kiedy muzyka wielogłosowa zaczęła
rozpowszechniać się w całej Europie, było stulecie trzynaste. To wtedy
żyła święta Kinga i ufundowany został klasztor starosądecki.
Księgi i ich fragmenty
Każdy
nowo powstały klasztor i kościół musiał być zaopatrzony w stosowny
zestaw ksiąg, służących do sprawowania liturgii. Ze spisanego w XIV
wieku żywota świętej Kingi wiemy, że nabyła ona „mszały i inne księgi
kościelne", co z pewnością wiązało się z dużymi wydatkami. Pisano
wówczas na pergaminie, a więc odpowiednio wygarbowanych, wygładzonych i
pobielonych skórach zwierzęcych, najczęściej cielęcych. Stworzenie
jednej księgi wymagało zabicia wielu zwierząt, a na tym koszty się nie
kończyły. Zapełnienie stron wiązało się ze żmudną, wielomiesięczną pracą
wykwalifikowanych skryptorów, którzy starannie kaligrafowali każdą
literę. Solidnie wykonany manuskrypt liturgiczny musiał być też
stosownie ozdobiony, czym zajmowali się iluminatorzy, malarze ksiąg,
posługujący się różnymi barwnikami sprowadzanymi często z odległych
rejonów świata. Miniatury, misterne inicjały czy pojawiające się na
marginesach fantazyjne floratury dekorowane były nierzadko przy użyciu
blaszek złota.
Starannie wykonany rękopis trzeba było wreszcie
oprawić, do czego służyły deski, zdobione skóry oraz wykonane z metalu
ochronne okucia i zapinki. Na szczęście klasztor klarysek – korzystając z
dóbr księżnej wdowy – był dobrze uposażony. Korzystał z zasobów miasta
Starego Sącza i wielu okolicznych wsi, które zapewniały dostęp do
wszelkich dóbr umożliwiających jego funkcjonowanie. W bibliotece
klasztornej zachowały się do dzisiaj księgi sięgające czasów świętej
Kingi. Niektóre z nich – graduały i antyfonarze – są obszernymi
rękopisami zawierającymi zapisy chorału gregoriańskiego. Notacja tych
śpiewów w niewielkim stopniu przypomina nuty, jakie znamy współcześnie. U
klarysek – podobnie jak franciszkanów – posługiwano się tzw. kwadratową
notacją chorałową, nazwaną tak ze względu na dominujący kształt znaków.
Z kombinacji kwadratów i rombów, pojawiających się pojedynczo lub w
grupach, można odczytać kształt melodii. Neumy – tak nazywa się nuty
tego rodzaju – umieszczone są na czterech czerwonych liniach. Pod nimi
widnieją słowa antyfon, responsoriów i innych gatunków chorału
gregoriańskiego, nie ma natomiast żadnych dodatkowych wskazówek
dotyczących sposobu wykonania. Dzisiejsi muzycy muszą wykazywać się
sporą wiedzą historyczną, by właściwie zinterpretować takie utwory.
Najczęściej czytają dawną notację albo sięgają do transkrypcji, czyli
„przekładów" neum na współczesne nuty.